Czarnomorze
Opuszczam rano cichy Murighiol wracając do Tulczy. Świat znowu się wynurza, tak jak wczoraj rozmył się czas i zniknęła przestrzeń. Dobrze, że istnieją jeszcze takie magiczne miejsca.
W Tulczy zjeżdżam do Kauflandu i nabywam klej epoksydowy, którym muszę skleić złamany wczoraj kluczyk do kufrów. Dość głupia sytuacja gdy klucz pęka w zamku a Ty zaczynasz główkować, jak dostaniesz się do upchniętych tam skarbów. Na szczęście pękł tylko plastikowy uchwyt, sam metal udało się obrócić narzędziem No ale jest to czysta prowizorka. Dobrze, że wynaleziono tak cudowne kity jak masa epoksydowa: w 10 minut jest zrobione ale czekam jeszcze 10 ściskając w ręku sklejone części, a potem umieszczam w drugim kufrze aby tam doszedł do pełnej twardości. Dobrze, że do głównego kufra jest inny klucz…
No to dalej, do… Babadag! Tak właśnie wjeżdżam do tego miasteczka, którego nazwa po turecku oznacza „Góra ojca”. Nie ma oczywiście rynku w naszym rozumieniu. Ot: dwie równoległe ulice z domami i kiedyś kramami a dziś sklepami. Do tego meczet. W 1393 miasto zostało zdobyte przez wojska sułtana tureckiego Bajazyda I. Wzniesiono tu zamek, zniszczony przez Kozaków w 1587. W XVII w. odbudowane miasto przeżywało okres rozkwitu. Tutejsza forteca służyła m.in. jako zimowa kwatera wielkiego wezyra w czasie wojen turecko-rosyjskich. Miasto stanowiło też przez pewien czas stolicę paszałyku. Podczas wojny krymskiej miasto zostało zbombardowane przez artylerię rosyjską. W 1878 na mocy traktatu z San Stefano miasto znalazło się w granicach Rumunii.
W Babadag znajduje się meczet Gazi Ali Paszy z 1610 roku. Da się obejrzeć go niestety tylko z zewnątrz bo teren na którym stoi jest ogrodzony i zamknięty. Nie wzbudza żadnego zainteresowania miejscowych. Stasiuk wybrał to miasto jako symbol: europejskiej egzotyki, końca świata i spotkania kultur. Ale to tylko symbol: każdy może znaleźć swój Babadag.
Wyjeżdżam z miasta i w stronę Enisali. Czarnomorze wisi w powietrzu i ukazuje twierdze, jakie wielu mieszkańców przeżyły, jakie broniły kolejnych wojsk z nadmorskich pozycji aż w końcu wojska odeszły, morze odeszło i zostały resztki kamiennych twierdz na lodowato zimnych polach bitew.
Morze Czarne. Głębokie i w połowie martwe. Poniżej 500 m nie istnieje żadne życie, zabite przez wszechobecny w niej siarkowodór. Właściwie to duży staw na granicy Europy i Orientu połączony ze światem cieśninami: Bosfor i Dardanele. Południe to starożytny Pont: kraina łącząca Helladę z Persją. Potem usadowili się tu Turcy a Grecy wędrowali po całym wybrzeżu szczególnie po jego zachodnich brzegach. Od północy Scytowie – walczyli ze wszystkimi i wszędzie w Europie i w Oriencie odcisnęli swoje piętno. Ich odłamek to Sarmaci: tak chętnie kojarzeni z Polakami. A wszystko wokół morza: woda, burze, wiatry, spokój, słońce, ryby, owoce morza, statki, handel. Górale z gór Kaukaskich, kupcy greccy i weneccy, dzicy Scytowie, Węgrzy, Mołdawianie, Polacy, Turcy. Trochę dzikości, trochę surowego piękna. Na brzegu wznoszono obronne grody i zamki aby broniły tego świata przed najazdem. Ale Dunaj wciąż dorzucał lądu, morze się cofało i zamki jak w Enisali czy w Jurilovce są już dziś tylko śladem dawnych gwarnych osad. Zastąpiły je inne.
W stronę Konstancy (Constanța)! Jazda upływa miło, skręcam przed miastem na Năvodari, aby zobaczyć jak wygląda rumuński kurort: słynna Mamaia. Położona w bezpośredniej bliskości dużego miasta i portu, na mierzei oddzielającej morze od jeziora wydawałaby się wspaniałym miejscem wypoczynkowym. No cóż: miejscowość opanowała turystyka masowa. Zbudowano mnóstwo hoteli i apartamentowców, kolejne się budują, do morza daleko. Kto lubi tłum, hałas i morze gorzały na wakacjach niech śmiało jedzie. Reszta niech unika.
Nawet się nie zatrzymałem. Przejeżdżam przez miasto i dalej na Mangalię. Doceniam Gdańsk: też wielki port ale znacznie przyjemniejszy od Konstancy gdzie ruch portowy miesza się z lokalnym i turystycznym. Doceniam Sopot, bo przy Mamai to jest miasto klasy Monte Carlo choć tez w sąsiedztwie dużego portu. Kolejne miejscowości też nieciekawe. Mnóstwo badziewia i przemysłu morskiego, ścisła zabudowa. Od Eforie Sud poprawia się, ale tak naprawdę najładniej jest na samym końcu w Mangalii i Vama Veche. Mało ludzi i niska zabudowa.
Krótka procedura i jestem w Bułgarii. Uderza mnie brak ruchu na drogach, spokój, i niewidoczni ludzie. W Rumunii gwar i pośpiech tu całkowita odwrotność.
Po drodze zjeżdżam do Kawarny (Каварна) nad której portem dominuje skała, służąca kiedyś za latarnie morska. Wyłączam silnik i wtedy słyszę jak czarne fale uderzają o brzeg. Oto i one – Morze Czarne. Cel podróży.
Po nasyceniu się satysfakcją jadę do pobliskiej Kaliakry (Калиакра) gdzie na skalistym półwyspie, wysoko na ponad 50 m nad morzem, na skale stoją ruiny oryginalnie rzymskiej, ale potem wielokrotnie przebudowywanej fortecy. Wojsko siedzi tu do dziś: na górze mała jednostka wojskowa i kawałek terenu zamknięte. Chyba stacja radaru z ochrony wybrzeża. Forteca w ruinie ale widoki powalające. Czerń morza i biel skał, bezkres.
I tak dojeżdżam do Bałczika (Балчик) a resztę dnia zamierzam nasycić się morzem i odpocząć. Zwiedzam kompleks pałacowy królowej Marii – królowej Rumunii – a jednak mnie dopadła bo kiedyś nie chciałem oglądać jej pałacu w Branie. Przy okazji typowa postkomunistyczna sztuczka: bilet do kompleksu kosztuje 6 lewa (12 zł) ale aby tam wejść trzeba wejść do ogrodu botanicznego i tam bilet kosztuje kolejne 8 lewa. Razem wiec 14 (28 zł). Sporo. Szkopuł w tym, że jak kupisz już bilet za 6 bo myślisz sobie, ze to dobra cena za możliwość zobaczenia ładnego kompleksu pałacowego to dopiero wtedy pani z budki i stojący obok generał KGB przebrany za ochroniarza informują cię że musisz kupić drugi droższy bilet aby skorzystać z właśnie zakupionego pierwszego i kierują do sąsiedniej budki. Tak bezczelnego numeru dawno nie widziałem!
Skąd w Bułgarii królowa rumuńska? To jest ciekawa historia. Upadające i cofające się Imperium Osmańskie zostawiało po sobie kolejne państwa. I tak w 1878 roku na mapie Europy pojawia się Rumunia jako początkowo zlepek dwóch byłych lenn tureckich: Mołdawii i Wołoszczyzny. Jak to na Bałkanach: od razu rości sobie pretensje do większej ilości terenu kosztem sąsiadów naturalnie. Na przemieszanych za sprawą kilkusetletnich rządach sułtanów Bałkanach praktycznie nie istnieją czyste narodowościowo tereny ale poruszająca świat idea państwa narodowego nie dopuszcza obcych. Gdy z Imperium wyłoni się w 1910 roku Bułgaria, północny sąsiad od razu zażąda przylegającego do południowej granicy pasa ziemi motywując to zagrożeniem militarnym. Przygotowywano się do tego 30 lat. Okazja nadeszła gdy w 1913 roku Bułgaria zaatakowała Turcję angażując w wojnę z południowym sąsiadem całe wojsko i znalazła się krok od klęski. Rumuni im owszem pomogli ale przy okazji zajęli sporny teren i nie opuścili go po rozejmie. Stan ten potwierdzono traktatem pokojowym.
W 1914 roku na tron wstępuje król Ferdynand a wraz a z nim jego małżonka: księżniczka heska Maria Koburg. Swoim zaangażowaniem w czyn wojenny zjednuje sobie serce Rumunów, którzy uwielbiają ja jako królową. Podczas pobytu w nowoprzyłączonym Bałcziku postanawia zbudować tu swój letni pałac. Każdy element był konsultowany – wyznaczyła tu nawet miejsce na swój grób. Królowa umiera w 1938 roku. Serce jej zostaje pochowane w Bałcziku. W 1940 południowa Dobrudża zostaje zwrócona Bułgarii i ten stan utrzymuje się do dziś. Serce królowej zabrano do Sinai ale reszta pozostała.
Kompleks składa się z szeregu założeń ogrodowych i pawilonów z których jeden pełnił funkcje pałacu. Bardzo malownicze i ładne miejsce i nie dziwię się, że królowa je lubiła. Mnie także się podoba. Spokojne morze koi nerwy, gdzieś krzyczą ptaki, brzegiem spacerują ludzie.
Włóczę się po mieście, sennym przed sezonem. Bardzo spokojnie. Kto chce spokoju i bez hoteli all inclusive nad ciepłym morzem Bałczik można polecić. W mieście meczet z tureckich czasów, nawet otwarty wiec zaglądam z ciekawością. Obok meczetu mizar a w zasadzie jego resztki. Ciekawe co mówią napisy na stellach – szkoda ze nie potrafię ich odczytać…
Dzień gaśnie, jutro jeszcze kawałek na południe a potem trzeba będzie powoli wracać…
Trasa: Murighiol – Tulcea – Babadag – Enisala – Jurilovca – Năvodari – Mamaia – Constanța – Mangalia – Kawarna (Каварна) – Kaliakra (Калиакра) – Bałczik (Балчик)
Stan licznika: 98 337
Przejechanych km: 389
Dzień piąty <——————————–>Dzień siódmy
Zdjęcia z wyprawy