Zapiski z podróży motycyklem

3 lipca 2020

Piątek 3 lipca 2020
Felvidék – przeszłość

Stan licznika: 109 461 km

Tym razem zaczynam wyprawę rano. Śniadanie. Pakowanie motocykla, obowiązkowe zdjęcie przed podróżą, cały rytuał wyprawowy. Doświadczenie jednak procentuje – ze zdumieniem patrzę, że w tym roku mam pół kufra wolnego: wiem już ile rzeczy jest niepotrzebnych, człowiek często zabiera kupę gratów a na motocyklu ilość rzeczy a w zasadzie ograniczoność miejsca wymusza znaczne redukcję bagażu. Będzie więcej miejsca na węgierskie przysmaki.

Wyjazd na Gierkówkę. Do Piotrkowa znakomita trasa, ruch mały, jest jeszcze poranek na dodatek piątkowy a przez epidemie niewiele ludzi jeździ. Od Piotrkowa do Częstochowy trasa jest w remoncie, ale na szczęście motocykl może z łatwością wymijać samochody które dość ociężale toczą się po starej drodze. Przed Częstochową wpadam w mały korek, którego nie ma jak objechać gdyż stoi on na jednym pasie obudowanym szczelnie barierkami. Na szczęście szybko idzie. Chmurzy się, ale deszcz nie pada. Częstochowę mijam nową obwodnicą to fantastyczne rozwiązanie znacznie skraca czas podróży. Jadąc dalej od wschodu objeżdżam śląską aglomerację docierając do Bielska. Tu na horyzoncie pojawia się wielka i czarna chmura co niechybnie zwiastuje deszcz. Nie jest to dobry widok dla motocyklisty, ale cóż trzeba jechać dalej. Już na obwodnicy Bielska okazuje się, że chmura wisi nad Magurką Wilkowicką a druga bliźniaczka nad masywem Szyndzielni natomiast droga w dolinie jest sucha. Mijam Żywiec i stają po benzynę w Węgierskiej Górce – dużej wsi w dolinie Soły. Pierwszy znak zbliżających się Węgier?

Z wsią związana jest zabawna historia. W końcu 15. wieku powstały spory graniczne pomiędzy dwoma sprawnymi władcami: królem Polski Kazimierzem Jagiellończykiem i królem Węgier Maciejem Korwinem. Węgrzy, którzy chcieli opanować ziemię żywiecką przysięgali klnąc się na wszystkie świętości, że ziemia na której klęczą jest węgierska. I rzeczywiście: w nogawkach spodni mieli ukrytą ziemię z Węgier więc jak klęczeli to klęczeli na ziemi węgierskiej. Oszustwo wyszło na jaw, ziemię kazano wysypać z nogawek i usypano z niej „górki” – stąd nazwa: Węgierskie Górki.

W 1706 roku Franciszek Wielopolski założył u ujścia Żabnicy do Soły folwark i nazwał go Węgierską Górką. Dalsza historia to rozwój przemysłu – w tym huty – i tak do dzisiejszych czasów powiększała się wieś do dzisiejszej dużej i ludnej osady. Leży w historycznej ziemi krakowskiej, choć dziś administracyjnie jest to województwo śląskie.

Jak ruszam ze stacji – zaczyna padać deszcz. Pokonuję Przełęcz Zwardońską i w ten sposób znajduję się na Słowacji, ale oto także przekroczyłem granicę ziem Korony Świętego Stefana. Jestem więc w Uhorsku jak mawiają na tereny dawnych Węgier Słowacy i Czesi, którzy mają na obecne państwo inne słowo Maďarsko czym rozróżniają te dwa pojęcia. W naszym języku nie ma takiej subtelności. Dla Węgrów jestem w Felvidék – Górnym Kraju.

Wieś Skalite i niedaleka Czadca (Čadca, Csáca) formalnie do 1920 roku (faktycznie do jesieni 1918, gdy rząd węgierski przestał panować nad własnym terytorium) stanowiły część królestwa Węgier (komitat Trencsen). 4 czerwca 1920 roku podpisano w Trianon traktat pokojowy pomiędzy królestwem Węgier a aliantami i nowopowstałymi po I wojnie światowej państwami który stał się narodową traumą Węgrów nie rozumiejących jak do tego doszło.

Podnoszące się po 145 letniej okupacji tureckiej w 17. wieku Węgry były opanowywane przez Habsburgów, którzy od śmierci króla Ludwika Jagiellończyka w bitwie pod Mohaczem przejęli węgierską koronę. Próby buntu wszczynane przez Thökölyego czy Rákócziego były tłumione. Jedyną realną siłą zbrojną były wojska cesarskie i one dyktowały co ma się dziać na ziemiach odzyskanych od Porty. Wyludniony kraj był bardzo słaby i zdany na łaskę cesarską, który nie zamierzał odpuścić zdobytych terenów. Pragmatycznie nastawiona część węgierskiej szlachty orientowała się na cesarza i w zamian za usługi współpracę była obdarzana przywilejami. Rodziny Esterházy, Széchenyi, Grassalkovicz – aby wymienić tylko tych największych byli niewątpliwie patriotami, ale przyszłość widzieli u boku cesarza – dokładnie jak Lubomirski i Staszic w królestwie Polskim. W siedmiogrodzkiej szlachcie przetrwała pamięć o dawnych Węgrzech i ich świetności.

W połowie 19. wieku dochodzi do buntu. Węgrzy chcą własnego państwa. Powstaje rząd narodowy z premierem Lajosem Batthyánym i zaczyna się rewolucja 1848-49. Zostaje ona stłumiona, Polacy pomagają Węgrom – gen. Józef Bem jest węgierskim bohaterem narodowym a jego adiutant poeta Sándor Petőfi ginie pod Segesvár – dziś Sighișoara. Premier Batthyány i 12 ministrów oraz wojskowych zostają rozstrzelanych w Aradzie – wydaje się, że sprawa jest skończona. Ale na Węgrzech dochodzi do głosu pragmatyzm, Gyula Andrássy i Ferenc Deák (jeden ma przepiękną ulice w Peszcie a drugi plac tamże) doprowadzają w 1867 roku do tzw. Ugody (Ausgleich). W jej wyniku powstaje monarchia dualistyczna Austro-Węgry (Österreich-Ungarn, Osztrák-Magyar Monarchia) – państwo składa się z dwóch części osobno zarządzanych, ale ze wspólnym monarchą – cesarz austriacki jest z definicji królem węgierskim i wspólną armią pozostającą – co ważne – pod austriackim dowództwem.

Węgrzy są w euforii. Mają państwo w historycznych granicach. Po 340 latach od Mohacza znów są wielcy – co prawda nie do końca samodzielni, ale mogą dużo. Rozpoczyna się bezprzykładna koniunktura. Ze złączenia miast Budy i Pesztu powstaje dzisiejszy Budapeszt, który tempem rozwoju przerasta Nowy Jork, buduje się koleje, przemysł, powstają piękne budynki. W 1896 roku Węgrzy obchodzą tysiąclecie honfoglalás – zajęcia ojczyzny (na Węgrzech ojczyznę zajęto a nie założono – i nie jest to tylko kwestia językowa, ale o tym potem). Triumf i sukces.

Niestety, trochę czasu upłynęło od średniowiecza a węgierska klasa polityczna nie chce tego zauważyć. Pojawia się nacjonalizm i koncepcja państw narodowych, która rozsadza dawne imperia. Kraj jest duży, ale Węgrów w nim mało. Rządząca arystokracja rozpoczyna politykę madziaryzacji: Węgrem jest każdy kto mówi po węgiersku, znajomość języka jest konieczna aby uzyskać wyższe posady, tak więc coraz więcej ludzi deklaruje węgierskość. Zabrania się mówić w językach narodowych Słowakom, Rumunom, Serbom, Słoweńcom. Mniejszości – a jest ich ponad połowa mieszkańców – są dyskryminowane. Nawet u szczytu madziaryzacji w spisie z 1910 roku w niektórych komitatach Węgrzy nie stanowią nawet 25% mieszkańców.

Wybucha wojna, w której Węgrzy biorą udział, ale nie mają nic do powiedzenia. Całe dowództwo przejmują Austriacy. Wojska węgierskie jeżdżą na wszystkie fronty wykrwawiając się. Gdy w 1918 roku państwo austro-węgierskie się załamie a Rumuni, Serbowie i Czesi ze Słowakami upomną się o tereny, na których mieszkają ich rodacy – nie ma kto bronić terytorium. Na dodatek w kraju wybucha komunistyczna rewolucja. Rząd nie panuje nad własnym terytorium, Francuzi z Rumunami zajmują większą część kraju włącznie z Budapesztem i wyganiają komunistów. Rumuni w Budapeszcie! Większego policzka być nie mogło.

Gdy chaos zostanie opanowany, rząd utworzony i wojska okupacyjne opuszczą stolicę okazuje się, że jest za późno na rokowania pokojowe – przecież Węgry przegrały wojnę i muszą ułożyć się ze zwycięzcami. Państwa Ententy wraz z reprezentantami Rumunii, Czechosłowacji i Królestwa Serbów, Chorwatów i Słoweńców określają ramy traktatu pokojowego i zapraszają Węgrów, aby im przedstawić niedyskutowalne propozycje. Na nic przekonywania o tysiącletniej tradycji, na nic rysowanie map osiedlenia ludności węgierskiej. 4 lipca 1920 o 16.32 minister zdrowia Węgier i ambasador we Francji podpisują w podparyskim pałacu Grand Trianon traktat, w wyniku którego Węgry tracą 2/3 powierzchni i takąż część ludności. Szef delegacji hrabia Albert Apponyi, motor przedwojennej polityki madziaryzacji, która budziła wielki opór mniejszości i spowodowała odwet trianoński tchórzliwie odmówił podpisu i wyjechał z Paryża w strzelistym akcie obrazy. 3 miliony Węgrów staje się mniejszością w krajach ościennych najwięcej w Rumunii i Czechosłowacji. Najbardziej boli utrata Siedmiogrodu, który przez lata tureckiej okupacji stał się depozytariuszem narodowej kultury, gdzie 200 km od nowych granic istnieje zwarta grupa ludności węgierskiej i gdzie jest wiele pamiątek historii. Następuje szok.

Rewizja postanowień traktatu staje się celem rządów Królestwa Węgier przez następne 25 lat. Choć Węgry są królestwem nie ma króla: rządzi regent Miklós Horthy – admirał (w kraju bez morza!). Traktat jest niesprawiedliwy: granice można było poprowadzić nieco bardziej na wschód i północ, aby przynajmniej przygraniczne tereny pozostały przy Węgrzech tam, gdzie do dziś mieszka do 80% Węgrów. Powodem do takiej decyzji jest chęć przyznania więcej terenów rolnych (w przypadku Czechosłowacji) albo pozostawienie linii kolejowych w całości (w przypadku Rumunii). Francuzi zresztą obiecali Węgrom rewizję po kilku latach i korektę – nigdy do tego nie doszło. Dlatego Węgrzy prą do zmian za wszelką cenę – rodacy czekają. Tą ceną jest pakiet z diabłem, czyli Hitlerem. Węgry uczestniczą w rozbiorze Czechosłowacji, skutkiem czego odzyskują pas zamieszkały przez Węgrów na południu Słowacji razem z Koszycami (Kassa). To rok 1938. Wiosną 1939 wkraczają na Zakarpacie (Kárpátalja) i na pół roku Polska ma granicę z Węgrami. To tędy będą mogli uciekać Polacy we wrześniu 1939. W 1940 Hitler zmusza Rumunów, aby oddali pół Siedmiogrodu i Węgry odzyskują najważniejszy uczuciowo obszar: Seklerszczyznę (Székelyföld). Podbojów dopełnia atak na Jugosławię, skutkiem czego Wojwodina (Délvidék) wraca do Węgier. Pół Korony odzyskane.

Rachunek jest słony. Hitler żąda wojska do ataku na Sowietów. 200 tys. żołnierzy węgierskich jedzie bić się z Sowietami – to tzw. 2 armia. Pod Stalingradem zostają kompletnie rozbici – wraca niewielu z nich a kraj znów jak przed 20 laty jest bezbronny. Nie udaje się zmienić sojuszy jak Rumunom, Horthy próbuje lawirować, ale Hitler każe zając Węgry, osadza marionetkowy rząd lokalnych nazistów (w węgierskiej wersji nazywają się strzałokrzyżowcami – nyilaskeresztesek). Rozpoczyna się bezprzykładny terror i zagłada Żydów, którzy w 1944 zostają wysłani do Auschwitz. W 1945 kraj zajmują Sowieci, instalują rząd komunistyczny, Węgrom odbiera się wszystko co ledwie parę lat temu odzyskali i jeszcze dodatkowo 3 wsie pod Bratysławą (Pozsony). Rewolucję 1956 przeciw komunistom i Sowietom będą robiły dzieci i młodzież, bo armii nie ma: węgierska klasa polityczna wygubiła dwa pokolenia żołnierzy w ledwie 20 lat. 200 tys. ludzi udaje się na emigrację. Kraj obudzi się dopiero w 1989 roku.

Ten krótki kurs historii ostatnich 100 lat jest istotny, aby zrozumieć co się tu dzieje. Bez tej wiedzy nie pojmiemy, dlaczego w wielu wsiach na Słowacji można lepiej rozmówić się po węgiersku niż po słowacku i jak politycy wygrywają te kwestie utrzymując się przy władzy.

Słowacy budują fantastyczną autostradę od granicy z Polską – wysoko zawieszona ponad doliną, w której leży wieś Skalite. Ogromne wiadukty są wspaniałym przykładem nowoczesnej sztuki budownictwa i inżynierii. Niestety droga nie jest jeszcze ukończona i dlatego trzeba się przedrzeć przez niemiłosiernie zatłoczoną Czadcę. Samochodem spędziłbym w tym korku chyba dobrą godzinę, motocyklem udaje się w 5 min pokonać korek i dalej jadę w kierunku Żyliny. Ponieważ robię się głodny i na dodatek pada deszcz stają w przydrożnej restauracji na posiłek. Niestety nie jestem jeszcze na Węgrzech, ale słowacka kuchnia bazuje na węgierskiej choć trochę do Czechów i Austriaków też pożyczyli. Kelnerka nie śpieszy się z podawaniem potraw, ruch jest duży – co ją częściowo tłumaczy – ale z drugiej strony mocno padający deszcz nie zachęca do kontynuowania jazdy. Na szczęście, gdy kończę jeść deszcz lekko przestaje padać i można ruszać dalej.

Nie dojeżdżam jednak do Żyliny (Zsolna), bo okazuje się, że zbudowaną autostradową obwodnicę biegnącą brzegiem sztucznego jeziora powstałego na rzece Wag (Váh, Vág). Niesamowite jak malowniczo poprowadzono autostradę w tym miejscu, jeszcze piękniej musi to wyglądać z lokalnej drogi biegnącej po drugim brzegu jeziora. Przez następne 100 km dolina Wagu powoli rozszerza się, a góry okalająca ją z obu stron coraz bardziej się oddalają i stają się coraz mniejsze. Mijam kolejne miasta w wielu z nich zachowały się ruiny średniowiecznych zamków będące obecnie atrakcjami turystycznymi. Widać po tym jak ważny dla średniowiecznego państwa węgierskiego był to szlak handlowy, skoro wybudowano tutaj tyle warowni strzegących szlaków handlowego na rzece. Miasteczka również położone są niezwykle malowniczo i wyglądałoby to wszystko super, gdyby nie radosna twórczość komunistycznych budowniczych, którzy przy ozdobili góry 10 piętrowymi szafami wieżowców. Na lata oszpecono w ten sposób niezwykle piękną dolinę i okolice.

Niedaleko już od Bratysławy skręcam w prawo i po 20 km dojeżdżam do małego miasteczka o nazwie Modra (Modor). Na wjeździe cmentarz, przed którym zatrzymuje się i wchodzę na teren. Po kilku metrach znajduję to czego szukam: grób jednego ze słowackich „budzicieli” i bohaterów narodowych – Ľudovíta Štúra.

Urodził się w 1815 roku niedaleko Banovec nad Bebravou (Bán). Na przełomie lat 30 i 40 XIX wieku był nauczycielem filozofii, historii i literatury słowiańskiej w ewangelickim liceum w Preszburgu (Pozsony, dziś: Bratysława). Później prowadził samodzielne badania naukowe nad słowackim językiem, dziejami i kulturą Słowacji. Skupił wokół siebie grono patriotów tzw. budzicieli – działaczy skoncentrowanych na odrodzeniu języka słowackiego i ustanowieniu odrębnego państwa. W 1846 wydał pracę Nárečie slovenské alebo potreba písania v tomto nárečí (Gwara słowacka albo potrzeba pisania w tej gwarze), która ustalała normę słowackiego języka literackiego. Kolejne dzieło – Nauka reči slovenskej (Nauka słowackiej mowy) było pierwszą gramatyką języka słowackiego. To podstawowe pozycje słowackiej kultury.

W czasie Wiosny Ludów był bardzo aktywny w dziedzinie ustanowienia odrębnego od Węgrów słowackiego organizmu państwowego i reform społecznych. Występował w węgierskim sejmie w Pozsony. Rewolucja węgierska 1848 nie przewidywała niestety odrębności Słowaków – Štúrowi i jego kolegom groziło aresztowanie. Rewolucja upadła, ale dalej był uznawany za wichrzyciela. Od 1851 mieszkał w Modrze pod nadzorem policji. Nie zajmował się już polityką a raczej literaturą i nauką. W Modrze był ewangelickim pastorem.

Jestem trochę zawiedziony wyglądem mogiły: są to zupełnie współczesne płyty nagrobne centralnie leży Ľudovít Štúr po prawej Pavel Zoch a po lewej brat Štúra – Karol. Nad całością unosi się ni to anioł ni to muza – a w każdym razie postać kobieca trzymająca w dłoniach pałeczkę niby jakaś czarodziejka. Widać, że zmontowano tutaj ale dość topornie ołtarzyk ojczyzny. Nieopodal pod murem cmentarnym znajduję odstawione stare nagrobki Štúra i towarzyszy, które zostały postawione w dziewiętnastym wieku. Widać godnością nie pasowały ideologom, bo słabo przy nich prezentowałyby się składane kwiaty i wieńce i nie byłoby gdzie urządzać godnych, uroczystych akademii ku czci.

Odwiedziwszy cmentarz objeżdżam jeszcze całe miasteczko. Jest pełne pamiątek po słynnym rodaku: Štúr stoi oczywiście na pomniku, jest jego muzeum, a na ścianie kościoła, w którym był pastorem wmurowano specjalne tablice pamiątkowe. Miasteczko jest ładne, ale typowe dla zabudowy słowackich, czyli górnowęgierskich miast powstałych w czasie największej nowożytnej świetności państwa węgierskiego pod koniec dziewiętnastego wieku.

Kilka kilometrów dalej znajduje się miasteczko Pezinok (Bazin) którym dzisiaj postanawiam się zatrzymać. Wieczorem obchodzę je całe – widać, że przez ostatnie 30 lat otrzepuje się z komunistycznego kurzu i wieloletniej dewastacji. Miasto ma historię górniczą – początkowo otrzymało przywileje od węgierskich królów związane z eksploatację kopalni złota w masywach Małych Karpat. Złota dużo nie było – choć wydobywane je do 1861 roku – nauczono się wobec tego uprawiać na powierzchni winorośl i produkcja wina stała się głównym zajęciem mieszkańców i źródłem ich bogactwa. Cesarz Ferdynand w 17. wieku nadał miastu przywilej wolnego miast królewskiego co bardzo pomogło w rozkwicie. Bardzo interesująca jest historia tutejszego zamku. Był on punktem obronnym i należał do możnych węgierskich rodów w tym do gałęzi jednej z bardziej znanych rodzin Palffów. Niestety: po bezpotomnej śmierci ostatniego rozgorzał bój pomiędzy spadkobiercami co skończyło się upaństwowieniem zamku jeszcze przed I wojną. Po wojnie i powstaniu Czechosłowacji zamek przypadł Republice, która sprzedała go spółdzielni winiarskiej. Nie byli to dobrzy gospodarze: zamek kompletnie zdewastowano. Kupił go w 2015 roku prywatny właściciel – winiarz. Rozpoczęła się rekonstrukcja. Obecnie mieści się tu hotel, restauracja, przygotowywane są kolejne pomieszczenia pod wystawy i imprezy. Powstaje bardzo ładne i eleganckie miejsce otoczone dużym i zadbanym parkiem.

Popołudniem wypogodziło się i niebo przybrało lazurowy kolor charakterystyczne dla południa. Czuć zapach lata i ciepła południowej Europy. Tak to już prawie Węgry! Jestem 20 km od Bratysławy dawniej zwanego Pozsony, po polsku Pożoń, po niemiecku Pressburg. Przez długi czas, gdy Turcy zagarnęli Stołeczny Białogród (Székesfehérvár) gdzie mieściła się koronacyjna katedrę i groby królewskie koronacje królów miały miejsce właśnie w Pozsony, prężny był węgierski patrycjat. Ale te okolice – ledwie 20 km na północ – były opanowane przez słowacki żywioł, który jeszcze wtedy nie miał swojego języka. Napisy na grobach i starych kamieniach mówią raczej po niemiecku, trochę po łacinie, czyli w dawnym języku urzędowym Węgier przed siedemnastym stuleciem. Nikt się temu nie dziwi, nie robi się problemów, nie budzi to emocji. Mieszanka kultur, codzienne doświadczanie obcego ksenos wytwarzają tak jak tutaj kolorowy i interesujący świat, w którym panuje tolerancja i rozkwita kultura. Dopiero 20. wiek przyniósł wirusa jednolitości i jednomyślności.

Trasa: Grodzisk Mazowiecki – Tomaszów – Pyrzowice – Tychy – Zwardoń – Žilina (Zsolna) – Trenčín (Trencsén) – Blatné (Pozsonysárfő) – Modra (Modor) – Pezinok (Bazin)
Przejechanych km: 661
Stan licznika: 110 122 km

Początek <————————————————————————> Drugi dzień

Zdjęcia z wyprawy