Zapiski z podróży motycyklem

Czwartek 13 czerwca

Przez Żelazne Wrota

Poranne wyjazdy są najprzyjemniejsze. Rześkość powietrza, mały ruch na drodze, niskie, miękko świecące słońce. Jadę chwilę na północ przez bułgarski interior po czym skręt na zachód. Droga biegnie pustkowiem naddunajskiej równiny, płaskość i rzadkie zakręty. Nuda. Trzeba niestety pokonać ten odcinek bo innej drogi nie ma, chyba, że slalomem przez Starą Płaninę ale na to nie mam już czasu. Droga jest w miarę równa, ruch niewielki. Można zająć się myślami, wspomnieniami, planami.

Po 3 godzinach czas na skręt w lewo w lokalną drogę. Pojawiają się fantazyjne skalne formacje, droga kluczy między nimi ładnymi serpentynami i po kilku chwilach parkuje koło zamku Bełogradczik (Белоградчик) wznoszącego się nad miejscowością o tej samej nazwie. Fortecę postawiono już w starożytności, potem użytkowali ja carowie bułgarscy jako kontrolę nad ważną strategicznie przełęczą. Po czym nadeszli Osmanowie. Twierdza pod rządami tureckimi straciła na znaczeniu. Znów zaczęto ją fortyfikować w połowie 19 wieku, za konceptem francuskich inżynierów ale to był już łabędzi śpiew. Ostatecznie fortece opuszczono. Do dziś dotrwały mury z bramami.

Właściwie jedyną zaletą jest możliwość popatrzenia z góry na okolice. Sama forteca położona jest u stóp skały i panuje nad cała doliną. Propagowane są liczne legendy np. o zbóju który wszedł do knajpy w przebraniu i usłyszał tam jak o nim opowiada lokalny turecki rządca i gdy ten lekceważąco wyrażał się o nim: uciął mu głowę. Druga legenda jest o zakonnicy która zakochała się w księdzu, obydwoje uciekli ale kościół ich ścigał po czym w rezultacie została zamieniona w kamienna Madonnę. W sumie ładne miejsce.

Zbieram się dalej. Niedaleko już do Widynia (Видин), motocykl chce jeść i ja też, tak więc przy okazji tankowania poszukuję miłego lokalu. Z tankowaniem w Bułgarii jest tak, że trzeba zjechać do miasta bo przy drogach stacje są rzadkie a i to oferują słabej jakości paliwo. Często, szczególnie na Łukoilu, jest paliwo z alkoholem. Mój koń słabo znosi takie wynalazki karmię go więc uczciwą benzyną. Wjeżdżając w miasto tracę powili nadzieję ze coś znajdę. Miasto jest wyraźnie biedne i zaniedbane. Ale widzę dworzec kolejowy i to jest zawsze dobry adres. Ludowa, demokratyczna restauracja – grill gdzie jedzą lunch miejscowi przedstawiciele narodu budzi zaufanie. Prosty posiłek, przepyszny i za niewielkie pieniądze. Można jechać dalej.

Równina się skończyła. Wyrastają góry, na razie w formie małych pagórków. Gdzieś po ich środku przejeżdżam serbską granice i dalej brnę w Bałkan. Przez Negotin (Неготин) i dalej ładną drogą w poprzek skalistych kanionów z ukrytymi w nich wioskami. Droga w końcu wyprowadza nad Wielka Wodę Między Górami. To Djerdap. Żelazne Wrota. Przełom Dunaju pomiędzy Karpatami a Górami Dynarskimi.

Pięknie wygląda rzeka pomiędzy dwoma dość wysokimi pasmami. Pośrodku płyną statki wycieczkowe i barki. Z góry świeci słońce. Powszedni dzień. Siadam na chwile na brzegu w Donjim Milanovacu (Доњи Милановац). Obok stoi w ramach pomnika lokomotywa, która kiedyś burłaczyła statki w górę Dunaju. Miejsce to idealnie nadawało się na pobór opłat toteż długo rzekę przegradzał żelazny łańcuch unoszący się po uiszczeniu należności. Stąd nazwa: Żelazne Wrota. W 19. wieku na brzegu wybudowano tory i uruchomiono lokomotywy, które pomagały statkom płynąć w górę rzeki holując je z brzegu. Teraz silniki na statkach mają już wystarczającą moc, tak wiele towaru w górę rzeki nie płynie, został już tylko obraz-pomnik starej lokomotywy. Wrota to przejście z Panonii – obniżenia w łuku Karpat graniczącego z podalpejskimi płaskowyżami na Oltenię i Czarnomorze.

Powoli, w tempie spacerowym, jadę w górę rzeki podziwiając krajobrazy. Stopniowo góry maleją po czym widać na skale, na prawym orograficznie (czyli tym, którym jadę) brzegu zamek. Przejeżdżam tunelem pod nim i dalej nie ma gór, zamek strzeże wejścia w przełom. Przede mną Alföld – Wielka Nizina Węgierska – suche morze.

Staję aby obejrzeć zamek. Od końca 14 wieku trwa podbój Serbii przez Osmanów. Po bitwie na Kosowym Polu w 1389 roku posuwają się oni na północ. W początkach 15 wieku dotarli do Dunaju gdzie zatrzymała ich twierdza w Golubacu (Голубац) u bram Węgier. W bitwie w jej obronie rozegranej w 1428 roku zginął polski rycerz i dyplomata: Zawisza Czarny.
Jest to postać niedoceniana i zapomniana nie licząc znanego powiedzenia. Pochodził z ziemi sandomierskiej, był synem kasztelana sieradzkiego i dzięki temu odebrał pewne doświadczenie i wykształcenie w służbie państwowej. Był jednym z najbardziej zaufanych ludzi króla Władysława Jagiełły, który wielokrotnie powierzał mu misje dyplomatyczne na południu Europy, doskonale zdawał sobie sprawę z tureckiego zagrożenia – wielokrotnie uczestniczył w bitwach z sułtańskimi wojskami. Nie był to człowiek opiewany przez trubadurów choć wielokrotnie dowiódł swojego kunsztu rycerskiego, jego główne zasługi należy zapisać na polu dyplomacji. Bez jego pracy panowanie Władysława Jagiełły nie byłoby tak skuteczne jak pozostało w historii. Zginał w obronie Golubaca, gdy Zygmunt Luksemburski przegrał bitwę i się wycofywał. Zawisza został się do niewoli ale wskutek kłótni pomiędzy janczarami czyim jest jeńcem jeden z nich obciął mu głowę kończąc w ten sposób spór.

Zwiedzam i fotografuję zamek. Są to w zasadzie mury, poza tym nic nie zostało. W środku zamku tablica upamiętniającą Zawiszę Czarnego, ufundowana przez Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Serbskiej. Pod nią wianuszki z węgierskimi barwami narodowymi. Jestem przygotowany! Wyciągam wieziony na tą okazję kotylion z Orłem Białym i biało-czerwoną wstążką i montuję na tablicy. Teraz wygląda to lepiej!

Po zwiedzeniu zamku staję na noc w Golubacu. Gospodarz okazuje się być motocyklistą podróżnikiem. Mówi, że ma mało czasu odkąd urodziło mu się dziecko ale jeździ swoim BMW jak tylko może. Poza tym w garażu cztery zabytki i piąty w robocie, restaurowany razem z kumplem Oglądamy zdjęcia, gadamy i oczywiście pijemy rakiję. Ponieważ ostatnio nauczyłem się jak należy prawidłowo pić rakiję, nie wychodzę na barbarzyńcę i podtrzymuję braterstwo polsko-serbskie. Pod koniec rozmowy zamiast po angielsku każdy mówi w swoim języku i jakoś idzie się dogadać. Rakija zbliża ludzi – odkrycie to nienowe.

Dzień się kończy. Przede mną Alföld. Zbieram na niego siły…

Trasa: Wielkie Tyrnowo (Велико Търново) – Samovodene (Самоводене) – Maslarevo (Масларево) – Plewen (Плевен) – Bełogradczik (Белоградчик ) – Widyn (Видин) – Negotin (Неготин) – Donji Milanovac (Доњи Милановац) – Golubac (Голубац)

Stan licznika: 99 293
Przejechanych km: 559

Dzień siódmy <——————————————->Dzień dziewiąty

Zdjęcia z wyprawy