Zapiski z podróży motycyklem

Środa 30 maja 2018

Na północ

Nocą była pełnia, księżyc świecił obłędnie ponad zatoką. Cisza i spokój miejsca działa leczniczo. Ale dziś trzeba przejechać trochę więcej więc rano niestety czas ruszać. Najpierw kilkadziesiąt kilometrów do Salonik, starego kosmopolitycznego miasta, którego światła paliły się nocą cały czas po drugiej stronie zatoki. Przejazd nadmorską promenadą rano nie nastręcza problemów.

Miasto założyli jeszcze Rzymianie, potem rządzili tu Osmanowie a od 1912 roku należy do Grecji. Kiedyś mieszkało tu zgodnie obok siebie 13 narodowości czyniąc z miasta prawdziwy tygiel. Wielki pożar z 1917 roku zniszczył ponad 55 % zabudowy tak wiec miasto odbudowano – według planów francuskiego architekta w eklektycznym stylu. Nie ocalało tu wiele zabytków, nie ma monumentalnych budowli ale panuje ogromny ruch, widać że jest to miasto ludzi przedsiębiorczych i zajętych. Domy są zadbane, ładna architektura, niewiele oznak kryzysu tak widocznego choćby w Atenach. Parkuję obok Białej Wieży jedynej pozostałości średniowiecznych umocnień miejskich zburzonych w 1873 roku, położonej tuż nad zatoka i stanowiąca symbol miasta. Robię sobie krótki spacer po okolicy i zwiedzam wspomnianą wieżę w której urządzono muzeum historii miasta. Bardzo ciekawa ekspozycja – warto odwiedzić jak kiedyś tu będziecie.

Nie planowałem długiego pobytu w mieście ale pozostawia ono pozytywne wspomnienia. Ruszam na północ. Niestety ruch w ciągu godziny zgęstniał i tworzą się spore korki. Skuterzyści i motocykliści greccy udzielają mi bezpłatnej, praktycznej lekcji pt. „Jak jeździć w korku w stylu południowym”. Generalnie zasada jest prosta: ostrożnie ale bezkompromisowo do przodu. Łapię zatem kolejną motocyklową sprawność.

Ulice wyprowadzają na autostradę którą docieram do bułgarskiej granicy. Nigdy nie byłem w tym kraju tak więc dla mnie to pewna nowość. Kontrola graniczna sprowadza się do pobieżnego obejrzenia dowodu i można jechać. Po stronie bułgarskiej lekki Meksyk: sklepy z gorzałą i papierosami, dziwki, burdele i przyglądająca się temu policja. Ale spokojnie. Dużo stacji benzynowych: paliwo jest tu o 1/3 tańsze niż w Grecji toteż ruch spory.
Jadę w stronę Sofii: początkowo przyzwoita autostrada jednak po kilkunastu kilometrach się kończy (dalej trwa budowa) i trzeba jechać krajówką. Pozwala to na obejrzenie prowincji. Drogi raczej w dobrym stanie i niezłe oznakowane. W dużo gorszym stanie są domy: bloki o niskim standardzie, wszystko nieremontowane, widać brak pieniędzy. Ludzie ubrani biednie ale w sumie jadę przez tereny wiejskie i ludzie u nas też tak chodzą. Za to jest czysto. Porządniej niż w Serbii.

Po minięciu Błagojewgradu (Благоевград) jeszcze kilka kilometrów i skręcam w prawo do Rilskiego Monastyru (Рилски манастир). Wspaniała droga, z fantastycznymi zakrętami doprowadza do ukrytej we wnętrzu gór pustelni (Hm! To spory kompleks: ogromny klasztor zbudowany w obronnym układzie, w środku spora cerkiew i wieża obronna).

Monastyr został założony w XIV wieku na miejscu wcześniejszej pustelni. Obecny kształt uzyskał w XIX wielu. Jest miejsce symbolicznym dla bułgarskiej walki o niepodległość przeciw Osmanom a także symbolem odrodzenia narodowego w XVIII i XIX wieku. Coś jak polska Częstochowa.
Wychodząc już z monastyru zauważam parę motocyklistów. Facet robi kobiecie zdjęcie na tle budynków, oferuje ze zrobię im zdjęcie wspólne co przyjmują z radością po czym okazuje się, że to Polacy! Jeżdżą od kilku dni po Rumunii i Bułgarii a planują Serbię jeszcze. Bardzo im się Bułgaria podoba. Chwile rozmawiamy i życzymy sobie nawzajem szerokości.

Znów świetna droga tym razem w dół przerwana posiłkiem. Zjadam flaki bo każdy naród inaczej przyrządza to danie, są dobre ale daleko im do wersji włoskiej czy węgierskiej które lubię najbardziej. Do tego zamawiam legendę, która zachwycał się kiedyś fan Bułgarii na travelforum czyli sirene z kołpakom. Danie genialne w swej prostocie; o smaku umami. Sirene czyli twardy ser typu feta pokrojony na dość duże kawałki, przykryty pomidorami Polany oliwa i zapieczony. Polecam każdemu podczas wizyty w Bułgarii. Tylko tu są surowce do tego pysznego dania!

Dojeżdżam do głównej drogi a ponieważ autostrada znowu się pojawiła przesiadam się na nią. Dojeżdżam do Sofii (София) stolicy Bułgarii położonej w rozległej dolinie pomiędzy dwoma pasmami górskimi. Świetne położenie: do gór godzina drogi, do morza: czy Czarnego czy Egejskiego ok. 350 km. Postanawiam nie oglądać miasta – może kiedyś, stolicę można obejrzeć na końcu nigdy nie jest miarodajna wobec kraju.

Postanawiam przejechać za to drogę wzdłuż doliny rzeki Iskar (najdłuższa rzeka w całości w granicach Bułgarii) przez góry Stara Planina. Znów 80 km wspaniałej jazdy po krętej, górskiej i pustej drodze. Dobry trening przed jutrzejszym kryterium górskim. Niestety góry się kończą i dzień także. Zatrzymuje się we Wracy (Враца) u podnóża pasma górskiego po jego północnej stronie. W mieście nie ma nic ciekawego, wygląda na zaniedbane ale jest bezpiecznie. Idę spać bo trzeba wypocząć przed jutrem.

Trasa: Makrygialos (87 757) – Thessaloniki – Błagojewgrad – Rilski Monastyr – Sofia – Wraca
Przejechanych kilometrów: 559

Dzień ósmy