Czwartek 13 lipca 2017
Piękne słońce. Niestety, Nasza Ulubiona Prognoza wyraźnie mówi, że to nie potrwa długo. Cieszymy się zatem każdą chwilą.
Krążąc po lasach otaczających Rygę wypadamy na autostradę biegnącą wzdłuż Dźwiny po jej prawej stronie. Pojawia się tablica z nazwa Salaspils i przy drodze, obok osiedla mieszkaniowego, nieopodal nieczynnego motelu, kamień z napisem po łotewsku i polsku, pod nim polskie flagi.
Kircholm – tak kiedyś zwało się Salaspils. Tu, podczas wojny polsko-szwedzkiej w 1605 roku, wojska Rzeczpospolitej dowodzone przez hetmana Karola Chodkiewicza zwyciężyły, ba! – rozbiły w puch Szwedów! Wojna której epizodem był Kircholm wybuchła wskutek sporu króla Zygmunta III z królem szwedzkim Karolem IX Sudermańskim o szwedzki tron. Rozpoczęty w 1601 roku konflikt spowoduje utratę przez Polskę 4/5 Inflant ale na razie jest rok 1605 i król Karol IX kieruje się na Rygę aby zdobyć ten drugi co do wielkości na Bałtyku port. Naprzeciwko niego też Karol – Chodkiewicz hetman wielki litewski.
Walka rozpoczęła się około południa 27 września. Chodkiewicz postanowił sprowokować Szwedów do ataku, aby opuścili dogodną pozycję i rozluźnili zwarty szyk. Zastosował w tym celu pozorowany odwrót swoich oddziałów. Pierwszy rzut sił przeciwnika został związany walką a potem wojska polsko-litewskie skoncentrowane na lewym skrzydle, złożone głównie z husarii pod komendą Tomasza Dąbrowy, ruszyły do rozstrzygającego natarcia i szybko przełamały szyk szwedzki. Równocześnie oddziały dowodzone przez Wincentego Wojnę rozbiły prawe skrzydło wroga. Wówczas wysunięta do przodu nieprzyjacielska rajtaria i piechota rzuciła się do ucieczki.
To jedno z najświetniejszych zwycięstw polskich i wielki triumf husarii. Wycięto w pień 8 tysięcy Szwedów przy stratach własnych ok 100 ludzi. Po bitwie sława polskiego oręża rozeszła się szerokim echem po Europie.
Na horyzoncie czarne chmury – do Rygi zostało kilkanaście kilometrów. Tuż przy starym mieście znajdują się słynne ryskie hale targowe. Zbudowano je w latach międzywojennych wykorzystując jako dachy hangary dla zeppelinów pozostawione przez Niemców. Czego tu nie ma! Ryby (gdyńska hala przy tym rozmiarze i oferowanym asortymencie to budka z suszonymi rybami), wspaniałe kiszonki, sery, orientalne przyprawy. Ze zdumieniem wpatrujemy się w zwiedzające hale zorganizowane grupy turystów. Żaden nawet nie pomyśli, aby wyjąc z kieszeni kilka euro i nabyć coś z tych specyfików. Po co Ci ludzie w ogóle podróżują? My kupujemy trochę przysmaków – część konsumujemy na miejscu a resztę zostawiamy na wieczór.
Parkujemy na Starym Mieście i udajemy się na spacer. Stara zabudowa w ciasnym, starym mieście sprawia dobre wrażenie. Wiele domów, w dobrym stanie, o bogatej historii i w dobrym guście. Ryga to miasto założone w ujściu Dźwiny przez biskupów, należało do państwa Kawalerów Mieczowych a potem do inflanckiej gałęzi zakonu krzyżackiego. Ważne miasto Hansy – stąd nagromadzenie budowli kupieckich, takie jak w Tallinnie. Tradycyjnie silne były tu wpływu żywiołu niemieckiego. Miasto było przez jakiś czas polskie, potem rządzili tu Szwedzi i Rosjanie. Obecnie jest stolicą Łotwy.
Gdzieś koło katedry rozpaduje się srogi deszcz. Siedzimy ponad godzinę w barze po czym udajemy się do muzeum historii Rygi aby trochę przeczekać deszcz no i przy okazji zapoznać się z historią – popołudniu ma padać słabiej a wieczorem w ogóle. Ciekawa ekspozycja pokazuje dzieje miasta od epoki kamiennej do 1940 roku. Przy okazji wiele dokumentów z dziejów Łotwy. Sumiennie zwiedzamy ekspozycję, mając nadzieję, że deszcz przejdzie. Rzeczywiście – lekko ustaje. Wracamy do maszyn i rozpoczynamy wyjazd z miasta. Na wylotówkach ronda albo światła. Korki. Generalnie stan jak na starej drodze z Warszawy do Wrocławia. Suniemy na południe droga E67. Mnóstwo tirów, marzymy o szybkim końcu dzisiejszego deszczowego odcinka. Trzeba było zrezygnować z zajrzenia do Jełgawy gdzie znajduje się zamek Kettlerów. Szkoda. Ale z drugiej strony: jest po co wracać!
Opuszczamy Łotwę, która jest krajem biednym – szczególnie we wschodniej części. Bardzo dużo posowieckiego bałaganu. Ale z drugiej strony kraj ma własną historię i potrafi się do niej odwołać. Drogi główne równe i wyremontowane – kłopot jest z drugorzędnymi, bo szczególnie na wschodzie znajdują się odcinki szutrowe. Kraj bardzo nierówny: raz wyjątkowo ładne miejsca a raz bieda i posowiecki nieporządek. Ludzie mili i uczynni.
Na litewskiej granicy znów zaczyna mocniej padać. Pierwsza droga do Birż (Biržai) okazuje się być zamknięta, jedziemy do drugiej gdzie skręt w lewo. Docieramy do Birż: starego miejsca rodowego Radziwiłłów – jednego z najsłynniejszych litewskich rodów, którzy dzielili się na kilka gałęzi w tym birżańską. Birże były miastem należącym do wielkich książąt litewskich ale wskutek okoliczności spadkowych przeszły na własność Radziwiłłów i pozostawały w ich rękach do 1811 roku, kiedy car za długi odebrał majątek Radziwiłłom i sprzedał Tyszkiewiczom. Ci ostatni siedzieli tu do końca drugiej wojny światowej.
W strugach deszczu docieramy do kwatery, zmieniamy ciuchy, jemy męską kolacje: chleb, śledź, marynowany czosnek i ogórki, litewskie specyfiki monopolowe. Jeszcze tylko spacer na druga stronę jeziora po kładce – mostku i można położyć się spać kontemplując obiecujące, wolne od chmur niebo, na tle którego księżyc znakomicie się prezentuje.
Trasa: Sigulda (81 047) – Salaspils – Riga – Bauska – Raubonys – Biržai (81 268) Przejechanych km: 221
Dzień piąty <—————————->Dzień siódmy
Zdjęcia z wyprawy