Zapiski z podróży motycyklem

Wtorek 21 czerwca 2016

Wtorek 21 czerwca 2016

Niebo przeważnie błękitne, rześko. Szybko się zbieram i w drogę. Pokonuję zator przy autostradzie pasem dla motocyklistów (Pas dla motocyklistów to popularna wśród motocyklistów nazwa podwójnej ciągłej linii. Pomiędzy dwoma liniami jest idealnie miejsce na jeden ślad maszyny. ) i objeżdżając Villach autostradą jadę w stronę Italii. Zjeżdżam w Tarvisio, przygranicznym miasteczku włoskim, skąd starą droga jadę na południe. Okolice to pogranicze słoweńsko – włosko – austriackie. Po ulicach krążą samochody z 3 państw ludzie mieszają słowa włoskie, słoweńskie i niemieckie w rozmowach.


Dolina którą jadę stanowi jeden z głównych szlaków komunikacyjnych Europy: łączy Półwysep Apeniński z krajami na północ od łańcucha Alp. Są tu dwie linie kolejowe – stara już nieczynna poprowadzona śmiałymi wiaduktami i aktualnie demontowana (może przerobią na trasę dla rowerów?) i nowa kolej – w większości ukryta w tunelach. Drogi też są dwie: stara droga poprzez miasteczka w dolinie rzeki Fella (tzw. Kanaltal) i autostrada A23 Alpe Adria. Ruch toczy się głównie po autostradzie przez co umierają miasteczka i wsie położone wzdłuż starego szlaku. Widać wiele domów, które kiedyś były hotelami, warsztatami, składami handlowymi, karczmami, burdelami itd. Teraz wszystko niepotrzebne, niszczeje, ludzie jeżdżą do pracy daleko, żadnych perspektyw. Z kamiennych pól nikt tu nie wyżyje, turyści wola bardziej renomowane kurorty.

W Pontebbie staję, aby obejrzeć kamień graniczny pomiędzy krajami koronnymi Austrii: Wenecją i Karyntią. Po wojnie 1859 roku i klęsce pod Solferino Austriacy byli zmuszeni oddać Lombardię Napoleonowi III, a potem w wyniku przegranej wojny prusko-austriackiej musiały oddać Włochom na mocy pokoju w Pradze w 1866 roku także Wenecję. W wyniku tych wydarzeń do 1918 roku w Pontebbie była granica c.k. monarchii i królestwa Włoch. Napis głosi, że do Udine jest 10 mil, chodzi tu o austriackie Postmeile – mile pocztowe – czyli 7585,9 m. Każde państwo ma własną milę i inna jest mila np. skandynawska (ok.10 km) od mili angielskiej (1,8 km). Pierwotnie mila oznaczało tysiąc podwójnych kroków; widocznie każdy kraj innego człowieka wyznaczył do mierzenia odległości
Pontebba sprawia wrażenie całkowicie włoskiego miasteczka. Ładne domy, stoją częściowo puste, potężny hotel przy rynku od dawna nieczynny. Ludzie czekają na autobus co zawiezie ich do większego miasta, może do pracy….


Dalej jadę na południe i po parunastu kilometrach odbijam w bok na Tolmezzo i dalej prę na Ampezzo. Droga wspina się na przełęcz gdzie krótki postój i rozmowa z motocyklistami szwajcarskimi. Starają się mówić po niemiecku, bo ich dialektu zrozumieć nie mogę tak skracają wyrazy. Podziwiają motocyklistę z Polski, wzajemne życzenia… Motocyklistów jest dużo, co chwilę słychać ryk maszyn. Na górze obok przełęczy umocnienia włoskie sprzed 100 lat co zabezpieczały granice. Prowadzi do nich zarastająca droga. Zadowalam się obejrzeniem zdjęć.

Zjeżdżam w dół do rejonu zwanego Cadore i znajduje odejście drogi SS51 zwanej Alemanica. Biegnie ona starym szlakiem handlowym łączącym Wenecję i kraje niemieckie i stąd nazwa tej drogi. W okolicy dwujęzyczne szyldy po włosku i ladyńsku – te okolice zamieszkuje licznie ludność posługująca się tym starożytnym językiem (to przetrwała ludowa łacina tzw. latino vulgaris). Kolejne wsie niezwykle ludne po czym pojawia się budynek starej placówki celnej i za nim kilometry lasu. To dawna granica włosko – austriacka – wjeżdżam z powrotem do dawnej Austrii i oto znany kurort Cortina d’Ampezzo.

Włoskie drogi krajowe (SS – strada statale odpowiednik naszych DK) były budowane w okresie po I wojnie światowej przez włoski odpowiednik naszej GDDKiA – ANAS (Azienda Nazionale Autonoma delle Strade). Każda z dróg ma swoją nazwę obok numeru. Dla utrzymania dróg budowano przy nich charakterystyczne domy tzw. Casa cantonieri dla ludzi pracujących przy ich utrzymaniu. Każdy z takim domów ma nazwę i numer drogi, pikietaż (kilometraż) odcinka na jakim stoi i jest pomalowany na ciemnobordowy kolor. Obecnie budynki te nie są już użytkowane gdyż rozwój techniki pozwala na operowanie z innych baz i niekoniecznie muszą być posterunki co 30 km jak kiedyś. Ale koloryt pozostał.


Miasto sprawia dobre wrażenie, świat elegancki obecny. Burzliwa historia związana z przechodzeniem z rak do rak nie odbiła się na wyglądzie miasteczka. Do niedawna była to jedna ze wsi zagubiona gdzieś w górach. W połowie XIX wieku stało się bardzo modne za sprawą Anglików, którzy zresztą wtedy bardzo promowali Włochy jako miejsce wypoczynku – obecnie przenieśli te uczucia na Hiszpanię. Powstały wtedy w Cortinie liczne hotele i pensjonaty, dociągnięto kolej (obecnie nieczynnym torowiskiem prowadzi ścieżka rowerowa). Włosi bardzo chcieli mieć u siebie taki kurort, po wybuchu konfliktu włosko – austriackiego w 1915 roku Austriacy musieli opuścić miasteczko ale front stał blisko trzy lata na okolicznych przełęczach. Austriacy powrócili na krótko po triumfie w bitwie nad Isonzo jesienią 1917 roku ale w 1920 roku, po traktacie z Saint-Germain-en-Laye ostatecznie wkroczyli tu Włosi. Dalsza opowieść to dobrze nam znana arogancja władzy i wybuch nacjonalizmu: pomimo wieloletnich związków z Tyrolem Cortinę przyłączono do Cadoru i prowincji Belluno – widocznie splendor miał spłynąć na Włochy choć Cortina to od wieków Tyrol! Mieszkańcy Cortiny obecnie toczą bitwę o połączenie ich miejscowości z prowincja autonomiczną Południowy Tyrol – w referendum 78% opowiedziało się za takim rozwiązaniem. Władze nie chcą się na to zgodzić i wynajdują kruczki prawne aby opóźnić ten proces. Wszędzie jak widać władza chce wiedzieć lepiej, a poprawianie historii stanowi stałą pokusę, szczególnie faszyzujących rządów. Wraz ze znormalnieniem te praktyki odkręca się najtrudniej bo raz obudzony demon żyje sobie długo i dobrze. Niby daleko od granic ale jesteśmy na pograniczu…


Ciasnymi serpentynami wspinam się na przełęcz Pordoi. Droga we władaniu motocyklistów. W ogóle drogi w Dolomitach to raj motocyklowy. Mnóstwo tras przez wysoko położone przełęcze, wspaniałe widoki. Grossglocknerstrasse – słynna trasa w Wysokich Taurach w Austrii jest tylko wyżej położona, ale tu i zakręty lepsze i drogi darmowe. Nic dziwnego, ze co chwila słychać ryk maszyn dosiadanych przez jeźdżców.
Na przełęczy Pordoi krótki postój, po czym w dół do Arabby. Piękne miasteczko, kameralne, dobre na narty zimą a latem ciche (oprócz motocykli). Zgłodniałem zatem parkuję przy knajpie obok innych moturzystów. Kelnerka odmawia rozmowy po niemiecku, proponuje angielski, przypominam sobie zatem parę słów po włosku, czym zyskuję sobie jej sympatię.
Na kolejnej przełęczy: Col di Lana gdzie trzeba pokonać z Arabby 33 zakręty stoi muzeum z czasów I wojny światowej. Prawie trzy lata front stał w górach o wysokości ponad 3000 m n.p.m. Trzy lata żołnierze żyli w lodowych okopach, targano w góry ciężki sprzęt, armaty, drążono sztolnie, podkopywano nieprzyjaciół i usiłowano wysadzić w powietrze nieprzyjacielskie umocnienia. Zdjęcia i elementy rynsztunku ilustrują ten heroiczny okres. Obecna wojna w klimatyzowanych czołgach, z grającą w słuchawkach muzyką, z podciągniętymi kuchniami z ciepłymi posiłkami to luksusowy urlop w porównaniu z tamtą.

I tu kilka słów o kraju przez jaki jadę. Tyrol od 1363 roku był w posiadaniu Habsburgów. W tym górzystym rejonie osiedlali się niemieccy przybysze tworząc charakterystyczną niemiecką kulturę górską. Nazwę wzięto od Zamku i wsi Tyrol (Schloss Tirol), niedaleko Meranu gdzie miała siedzibę rodzina szlachecka grafów von Tirol.
W końcu 19. wieku we Włoszech nasilił się ruch nawołujący do przesunięcia granicy na Brenner. Celował w tym włoski polityk, urodzony w Rovereto niedaleko jeziora Garda Ettore Tolomei. Sytuacja podobna jak ze wschodnią Galicją: ludność niemiecka ale stare historie i etymologia nazw włoska i to miało przemawiać za prawami Włochów do tych terenów. Historia potoczyła się dla Włochów szczęśliwie i po przegranej wojnie traktatem z Saint-Germain-en-Laye przyznano im zamieszkałe przez Niemców tereny Tyrolu. O ile jeszcze okolice Trydentu tzw. Welschtirol można uznać za włoski bo Włosi stanowili tam rzeczywiście większość (jak w przypadku Polski okolice Bracławia, Białej Cerkwi) to położony na północ Südtirol ze stolica w Bozen to już prawie sami Niemcy (jak ze Lwowem i okolicami). Zaczęła się szopka bo Włosi przystąpili do tępienia niemczyzny zakorzenionej to od 600 lat. Zakazano nauczania języka (Niemcy organizowali tajne komplety), wyrzucano ludzi z pracy w państwowych instytucjach szczególnie na kolei, na ich miejsce sprowadzano Włochów, stawiano pomniki chwały oręża włoskiego. Po dojściu Hitlera do władzy przystopowali, bo jednak głupio tak sekować sojusznika, sam Hitler zastanawiał się jak z tego wyjść. Po podbiciu Polski w 1941 roku zaproponowano Tyrolczykom przesiedlenie na Podhale, zaczęły się nawet pierwsze wyjazdy ale reżim Mussoliniego upadł i emigranci powrócili. Po wojnie italienizacja i asymilacja znowu stała się praktyką władz włoskich co doprowadziło do zbrojnego oporu. W latach 60 XX wieku wyleciało w powietrze kilka linii energetycznych co doprowadziło do wyłączeń prądu w miastach włoskich. Napięcie narastało. Pod auspicjami EWG doszło do rokowań i w 1972 roku przyznano regionowi szeroką autonomię, którą przez 30 lat poszerzano pod nadzorem europejskim. Obecnie region cieszy się szeroką autonomią, kraj miejscami jest praktycznie niemiecki (w Brunicku w ogóle trudno mówić po włosku czy znaleźć włoską książkę) zupełnie jak u węgierskich Szeklerów w Rumunii w Csikszereda (Miercurea Ciuc). Co roku władze na Boże Narodzenie przysyłają do Wiednia ogromnego świerka z południowotyrolskich lasów, który ozdabia plac przed wiedeńskim ratuszem podczas adwentu i karnawału. Pytanie tylko się nasuwa: po co to wszystko było?

Zjeżdżam do Canazei. Znany narciarski kurort latem wygląda zdecydowanie źle. Ogromne hotele, widok do strawienia zimą – latem nie zachęcają do wypoczynku. Tłumy ludzi pomimo tego nieciekawego otoczenia. Jadę w dół doliny i w Moenie skręcam w bok na drogę przez Karrerpass, którą ongiś pokonywałam jako moją pierwszą drogę w Alpach zimą. Wtedy była księżycowa noc i minus 15 stopni, droga była bajkowa. Za dnia i latem po kilkunastu latach też tak jest. Wspaniałe widoki i niezliczone zakręty.
Jest już późno jak docieram do Bozen: stolicy południowego Tyrolu. Mijam miasto, kiedyś je obejrzę i jadę na południe do Salurny. Nie wiem co mnie ciągnie do takich miejsc. Salurna to miejsce zarówno pierwsze jak i ostatnie. To najdalej na południe wysunięta miejscowość zwartego niemieckiego obszaru językowego. Na południe są Włochy, Welschtirol i większość mówi po włosku, kraj jest włoski, na północ Tyrol dalej Bawaria itd. Zawsze jest zdumiewająca granica, nic nie widać, ptaki śpiewają, fantastyczny wodospad spada ze skał, na cmentarzu mieszanka grobów niemieckich i włoskich choć niemieckie nalezą do arystokracji i inteligencji. Ale tu kończy się i jednocześnie zaczyna Germania. Na pozdrowienia po niemiecku ludzie na ulicy odpowiadają po włosku…
I dzisiejszy cel Trydent. Miasto wsławione reakcyjnym soborem z 16 wieku, mnóstwo pięknych renesansowych domów i pałaców zbudowanych przez weneckich budowniczych. Choć długo było we władaniu Liechtensteinów a potem Habsburgów zachowało włoski charakter. Zamek Liechtensteinów: Buonconsiglio sprawia przyjemne wrażenie autentyczności, nie zburzony, mało remontowany. Nawet obecnie imponuje swoimi rozmiarami. Spacer to miłe zakończenie tego motocyklowego dnia, pełnego zakrętów i emocji.

Trasa: Steindorf am Ossiacher See (72 794) – Villach – Tarvisio – Pontebba – Tolmezzo – Ampezzo – Pieve di Cadore – Cortina d’Ampezzo – Arabba – Canazei – Karrerpass – Bozen – Trento (73 191)
Przejechanych km: 397

Dzień trzeci <———————–>Dzień piąty
Zdjęcia z wyprawy