Środa 22 czerwca 2016
Rano opuszczam Trydent w kierunku na południe. Nad miastem góruje pseudoromańska rotunda tzw. Glorieta – pamiątka po faszystach i ich procesie italienizacji czyli zawło(a)szczania zdobytych terytoriów. Ponieważ uznali, ze teren jest zbyt niemiecki postanowiono jakoś go wzbogacić we włoskie akcenty. Państwo włoskie nie miało zbyt długiej tradycji: istniało wtedy zaledwie 70 lat i jedyne tradycje do jakich można się było odwołać to czasy Cesarstwa Rzymskiego – wybór padł na rotundy i łuki triumfalne. Ozdabiają one obecnie krajobraz zupełnie jak u nas byłe pomniki utrwalaczy. Swoją droga ciekawe, że totalitaryzm i rozmaite narodowe paroksyzmy zawsze mają podobne pomysły i zawsze kończy się to groteską w najlepszym przypadku. W najgorszym niestety masowymi grobami. I ciekawe, że po pokoleniu Garibaldiego i Cavoura musiał nastać Mussolini, bo tamci nie byli dostatecznie włoscy i dostatecznie godni aby znaleźć uznanie prawdziwych Włochów – i dopiero katastrofa faszyzmu spowodowała wyhamowanie nastrojów nacjonalistycznych acz i to nie od razu. Jakże to podobne….
Kilkanaście kilometrów za Trydentem skręcam w lewo. Droga wspina się pomiędzy skałami mijając kolejne wioski i wyprowadza na płaskowyż Lavarone. Jadę do zagubionej w górach Luserny – ostatniej siedziby Cymbryjczyków.
W XI wieku znęceni lasami i górami przybyli w te rejony osadnicy z południowej Bawarii. Zajęli się górnictwem i wyrębem lasów. Pozostawali przy tym pod opieką władców bawarskich, którzy zapewniali im ochronę przed Wenecją. Przez zniekształcenie słowa Bawaria powstało określenie „Cymbrowie”, którzy osadniczo tworzyli dwa skupienia: tzw. Siedem Gmin i Trzynaście Gmin. Z tych pierwszych po jakimś czasie odłączyła się mała grupa i założyła Lusernę jako oddzielny ośrodek. Jak ktoś zna włoskie sery to pewno jadł kiedyś Asiago – miękki, krowi ser. Asiago to jedna z Siedmiu Gmin.
Cymbryjczycy byli cenionymi rzemieślnikami rozchwytywanymi po Europie. Jednocześnie wskutek izolacji we włoskim żywiole zachowali swój język: cymbryjski jest żywą skamieliną języka starowysokoniemieckiego. Dla germanistów to takie zjawisko jakbyśmy my znaleźli ludzi mówiących starocerkiewnosłowiańskim.
Oczywiście na pierwszy rzut oka zwykła miejscowość. Na drugi rzuca się w oczy napis na ratuszu i brak typowo włoskiego bałaganu. Odwiedzam muzeum gdzie dziewczyna płynnym niemieckim opowiada o wystawach życząc mi miłego oglądania. Za chwile po cymbryjsku rozmawia ze znajomą a potem płynnym włoskim do kolejnego gościa. Pogranicze… Wystawa ciekawa, poświęcona w dużej mierze wojennym losom Luserny, która została pierwszą ofiarą ataków włoskich w 1916 roku po przystąpieniu Włoch do wojny.
Po likwidacji Wenecji przez Napoleona istniały na terenach północnych Włoch i Dalmacji efemeryczne państewka. Sytuacje uporządkował Kongres Wiedeński oddając te tereny pod jurysdykcję austriacką. W kampaniach 1859 roku Austriacy stracili Lombardię na rzecz tworzącego się państwa włoskiego, a po 1866 także Wenecję. Wtedy to pozostałe oprócz Luserny gminy cymbryjskie znalazły sie w granicach Włoch a Luserna w Austrii. Przewidując kłopoty z Włochami sztab austriackiej armii ufortyfikował granice, umocnienia przebiegały nad wsią. W pierwszych dniach wojny Lusernianie przeżyli ciężki ostrzał z grubokalibrowej broni. Duża cześć wsi legła w gruzach. Mieszkańcy zostali ewakuowani, znaleźli schronienie w Braunau am Inn a potem w Aussig czyli dzisiejszym Usti nad Labe. W 1919 roku wrócili do siebie i póki jeszcze byli Austriacy na tych terenach odbudowali wieś. W 1920 roku wskutek traktatu z Saint-Germain-en-Laye wkroczyli Włosi i tak zostało do dziś. Jak wszędzie na podbitych terenach zaczęto prześladować ludzi mówiących w innym języku niż włoski, zabraniano nauki niemieckiego. W czasach nam bliższych szaleństwo zelżało i łatwiej już być innym. Tymczasem mass media i łatwość podróżowania powodują powolny zanik Cymbryjczyków. Siedem i Trzynaście Gmin mówią już prawie wyłącznie po włosku, tysiącletnia historia kończy się na naszych oczach. Luserna jest ostatnim miejscem z tego świata – może dlatego, że zawsze była bardzo odosobniona. Dziś jedzie się tu około 7 km przez lasy i góry bez choćby małej osady, większe miasteczko jest ok. 13 km od Luserny. To powoduje zwolnienie asymilacji, Cymbryjczycy są dumni z siebie i swojego małego świata. Biar soin biar – Wir sind uns – jesteśmy kim jesteśmy – mówią o sobie.
Całą gminę zamieszkują 292 osoby z tego nieco ponad 100 mówi po cymbryjsku. Prawdziwy relikt historii i tragedia ginącego świata. Historia świata ciężko pracujących ludzi ale i chcących się rozwijać. I tak np. tuż przed wojną Luserna stała się znanym ośrodkiem koronczarskim – wiele kobiet znalazło zajęcie i źródło utrzymania. Można oglądać związane z tymi faktami przedmioty, zdjęcia i dokumenty.
Oglądam jeszcze stary dom: Haus von Prükk czyli dom z mostem, zbudowany w 16 i 17 wieku złożony z dwóch części połączonych mostkiem. W środku trochę starych sprzętów jak to w takich miejscach. Z rzeczy ciekawych urządzenie do ogrzewania pościeli i zlewy kamienne w kuchni – takie urządzenia w chłopskich chatach widzę po raz pierwszy. Na ścianach sypialni – opowiada kolejna przewodniczka o imieniu Laura – musiała być święta rodzina na jednej ścianie a na drugiej rodzice gospodarza. Rodzice gospodyni nie kwalifikowali się na wystawę…. Patriarchat. Opuszczam tą unikalna miejscowość rzucając okiem po drodze na cmentarz wojenny. Napis głosi: Zur ständigen Erinnerung, dass die Freundschaft und die Liebe, dem Hass und der Feindschaft überlegen sind, bei allen Völkern. A więc: dla ciągłego przypomnienia, że przyjaźń i miłość przeciwstawiane są nienawiści i wrogości u wszystkich narodów. Czy trzeba doświadczyć wojny aby tak prosty przekaz przebił się do ludzi? Myślę sobie o dzisiejszych czasach i ludziach chcących koniecznie zapisać się w historii i ku temu celowi judzących do nienawiści.
Znów serpentyny do Rovereto i nad jezioro Garda. Na progu niecki zatrzymuje się podziwiając widok. Długie na kilkadziesiąt metrów, największe włoskie jezioro przedalpejskie jest od strony północnej wciśnięte w wysokie góry, przewyższenia sięgają kilkuset metrów. Widać wiele zagłówek bo nieźle wieje. Z tej wysokości dostrzec można drugi brzeg odległy o kilkadziesiąt kilometrów. Stamtąd już tylko przysłowiowy rzut beretem do Mediolanu.
Zjeżdżam w dół i staję na chwilę przy marinie i plaży. Kanikuła – rodziny z dziećmi i trochę młodych kobiet opala się korzystając z pięknego dnia. Wspinam się z powrotem na próg moreny i ruszam na północ w kierunku drugiej części Dolomitów – Dolomiti di Brenta. Mijam ośrodki narciarskie: Pinzolo, Madonna di Campiglio, Marrilevę, Passo Tonale. Góry są tu wyższe – zaczynają się trzytysięczniki, jest nawet lodowiec. Zbliżam się do Alp Retyckich. Nazwa wzięła się od Retów ludu równie tajemniczego co Etruskowie czy Illirowie. Zamieszkiwali kiedyś tereny wokół jezior Garda, Como i Maggiore i pozostali w nazwie wznoszących się nad nimi pasm alpejskich jak Prusowie czy Galindowie w nazwach geograficznych na północy Polski.
Oprócz Tonale która jest wymarłą latem wsią narciarska z blokami – krajobraz jest piękny. Drogi równe, prowadzą fantastycznymi zakrętami i oferują piękne widoki. Dalej na zachód. Ponte di Legno, Aprica (okropne miejsce – przewymiarowana nadmuchana wioska wygenerowana przez narciarski biznes) i w końcu w dół w dolinę Valtellina skąd już tylko kilka kilometrów do dzisiejszego postoju czyli Tirano. Miasto zaskakuje. Obszerna starówka (żadnych wojen od kilkuset lat), renesansowe pałace, ładny rynek, rwąca rzeka Adda tocząca wody od przełęczy Stelvio. Do tego ładne miasto nowoczesne z dwoma dworcami kolejowymi: jeden należy do kolei włoskich a drugi to odcinek szwajcarskich kolei – kolei retyckiej, która wjeżdża na terytorium Włoch docierając do Tirano. Z dworca jedzie w kierunku pięknego kościoła pielgrzymkowego z cudownym obrazem Madonny, podziwiam jak tramwaj sunie po ulicy i zmierza do niedalekiej szwajcarskiej granicy. Jutro podążę jego tropem.
Trasa: Trento (73 191) – Calliano – Luserna – Calliano – Rovereto – Riva di Garda – Tione di Trento – Madonna di Campiglio – Dimaro – Tonale – Aprica – Tirano (73 505)
Przejechanych km: 314
Dzień czwarty <————————–>Dzień szósty
Zdjęcia z wyprawy