4 czerwca 2015
Rano wyjazd z Ochrydy i na północ. Pierwsze 80 km to wspaniałe krajobrazy górskie: przepaściste doliny, zielone góry, duże względne wysokości – bardzo malowniczo. Potem góry się odsuwają, droga przechodzi w autostradę biegnąc środkiem płaskiej doliny, która w okolicach Skopje rozszerza się w duży płaskowyż. Za Skopje do niedalekiej już serbskiej granicy – skąd jeszcze 200 km do Niszu. Rozmyślam nad kolejnym dniem i dochodzę do wniosku, ze czas na zmianę planów – zamiast siedzieć w Serbii w której co ciekawe to w zasadzie widziałem – trzeba korzystać z pogody i przejechać się po Niskich Tatrach. A zatem jutro czeka mnie przeprawa powrotna przez Węgierskie Suche Morze.
W Niszu (Ниш) oglądam osmańską twierdze, wybudowaną dość późno bo w latach 1719-1723. Po oddaniu Belgradu przez Turków, pomyślano ją jako punkt oporu na ew. drodze do Stambułu. Już w kilka lat po jej ukończeniu Osmanowie musieli się stąd wycofać – miasto stało się częścią Serbii, początkowo pod austriackim protektoratem a od 1878 roku – niepodlegle. Główna ulica miasta to deptak na którym XIX wieczna zabudowa koegzystuje z socjalistycznymi wtrętami. Pośrodku ulicy ulokowały się knajpy. Nawet sympatycznie. Ale najfajniej jest na uliczce Kopaczowej, gdzie zachowała się zabudowa z tureckich czasów: była tam čaršija: targ, miejsce pracy, interesów, czasami też mieszkania. Obecnie jest to zagłębie lokali, tłumnie odwiedzanych przez miejscowych, bo turystów nie widać zbytnio.
Siadam w jednej z knajp i z boku popatruję na życie uliczne. Pytanie dnia: dlaczego ludzie tak dobrze czują się w dawnej architekturze, ze przychodzą do starych budowli aby bawić się, jeść, plotkować, romansować? Czego brakuje nowoczesnym budowlom do stania się miejscem ulubionym, miejscem do życia?
Trasa:
Ohrid (66 090) – Skopje – Niš (66 495)
Przejechanych km: 205