Zapiski z podróży motycyklem

31 maja 2015

31 maja 2015

Rano śniadanie i po nim w drogę. Na południe. Kraina płaska jak stół i rolnicza, co około 10 kilometrów duże wsie, w nich zabudowania – kształtem i formą znane choćby z Węgier – tylko niestety bardzo zaniedbane. Ślady Austrii która najpierw jako Austria, a potem pod postacią węgierską (Wojwodina to tzw. Zalitawia czyli Węgry w rozumieniu Ausgleich – traktatu założycielskiego monarchii austro-węgierskiej) panowała na tych terenach do 1918 roku. Niepodległe państwo serbskie powstało w 1878 roku kosztem Turcji, która musiała daleko się wycofać, oddając także pod władzę Franciszka Józefa Bośnię, która stała się austriackim protektoratem. W 30 lat potem w 1908 roku Bośnia została anektowana przez Austro-Węgry (nie należała ani do Austrii ani do Węgier utworzono tam kondominium austriacko-węgierskie w ramach c.k. Monarchii) co wobec dużej mniejszości serbskiej na tych terenach i arogancji Austriaków doprowadziło do strzałów w Sarajewie w 1914 z wiadomym skutkiem.

Wcześniej jeszcze, uciekając przed tureckimi represjami po powstaniu w końcu XVII wieku wielu Serbów opuściło tereny Raszki i Kosowa – a więc kolebkę serbskiego państwa znajdując nowy dom na północnym skraju gór i na równinach Wojwodiny i Banatu. Niektórzy dotarli aż do Budapesztu – ślady ich odnajdujemy w nazwach miejscowości (Ráckeve na wyspie Csepel tuż pod Budapesztem), węgierskich potraw (np. rácponty – karp po serbsku czy też kościoły prawosławne które Węgrzy zwą serbskimi: Ráctemplom w Egerze czy też drugi w Estergom.

W Šabacu droga przekracza Sawę, która jest tu tak ogromna jak Dunaj. W tym miejscu niesie ona także wody Drawy a wiec to co spłynęło z południowowschodnich Alp płynie właśnie pode mną.

Zmiana dekoracji: inne formą domy, większy jeszcze brudek, prawdziwy Bałkan. Teren zaczyna się podnosić: pojawiają się równolegle do siebie pasma górskie na których rozłożyły się wsie. Po jednym z takich pasm, grzbietem biegnie droga, którą jadę. Wkrótce spadnie w dolinę minie zgrabnie miasteczko Koceljewa i pogna w kierunku Valjeva. To spore miasto położone w dolinie rzeki Kolubary, malowniczo wspina się na okoliczne wzgórza. Za Valjewem piękna motocyklowa trasa, na której mnóstwo serbskich motocyklistów. Tutejszy zwyczaj to trąbienie sobie na pozdrowienie bo czasami człowiek zbyt zajęty drogą aby machać ręką!

Aż do Požegi wspaniała trasa! Tutaj w bok doliną Morawy do Ovčar Banja: tzw. serbskiej Świętej Góry. Znajduje się tu 10 monasterów, nieco starszych od tych z Fruškiej Gory bo pochodzących z 16 wieku. Oglądam jeden z nich: Blagovestanije. Na ścianach piękne freski, całość malutka ale monaster żyje: jest pop, są mieszkańcy.

Wracam parę kilometrów w stronę Požegi i odbijam w lewo na Gučę. Ta mała wioska to stolica serbskiej trąbki: tutaj przez tydzień w sierpniu odbywają się festiwale tegoż instrumentu. Impreza rzecz jasna jest masowa i ostro podlewana alkoholem. Jest niedziela, maj więc sennie, nic się nie dzieje. Jestem trochę zawiedziony, liczyłem przynajmniej na jakieś nagrania mistrzów tego instrumentu a tu nie ma: nawet muzeum trąbki zamknięte. No cóż, trudno. Jadę dalej.

W górę do Ivanjicy i stamtąd do Studenicy. Znów kawał pięknej drogi z mnóstwem winkli w przepięknych okolicznościach przyrody. Fantastycznie! Po kilkudziesięciu kilometrach i setkach winkli jestem przed Monasterem Studenica: to jeden z najstarszych ośrodków serbskiej władzy. Pochodzi z XII wieku a założył go car Stefan Nemanja z przeznaczeniem, aby go tu pochować. Dzieło dokończyli jego synowie w tym św. Sawa: największy serbski święty, jej patron i jednocześnie członek królewskiej rodziny Nemanjiców. To się nazywa pomysł: dzięki temu ruchowi serbska cerkiew zyskała autokefalię i boską legendę. W średniowieczu własny kościół to luksus rządzenia. A wpadli na to trzy wieki przed Henrykiem VIII.

Monaster jest stary i posiada wiele cennych i pięknych starych fresków, zdradzających starą bizantyjską szkołę. Piękne miejsce na Ziemi.

I dalej w dół do doliny rzeki Ibar, którą w górę do Nowego Pazaru (Novi Pazar, Нови Пазар). Te okolice to Raszka – teren kolebki średniowiecznej Serbii, która tu właśnie powstała obok sąsiedniego królestwa Zety. Ta ostatnia usamodzielniła się, okopała przed Turkami nigdy im się nie poddając i dotrwała jako Czarnogóra do 1918 roku. Serbia ze stolicą w Raszce i pod wodzą Nemanjiców wspięła się na szczyt swojej potęgi. W połowie XIV wieku obejmowała obecne tereny południowej Serbii, Bośni, Albanii, Macedonii i Tracji. To wtedy na tych terenach: w Raszce, Kosowie i Metohiji powstały monastyry serbskie stanowiące ośrodki kultury i władzy serbskiej. Niestety nie dane im było długo mieszkać we własnym państwie: od południa nadciągali już Osmanowie. W 1371 roku pobili oni wojska serbskie w bitwie pod Maricą czym zagarnęli Trację. Sułtan w 18 lat później ruszył dalej i spotkał się z Serbami na Kosowym Polu w 1389 roku. Wywiązała się wielka bitwa w której zginał sułtan Murad I a także Lazar I Hrebeljanowić: serbski król. To co działo się potem – to już legenda i narodowe nieszczęście Serbów. Bo samą bitwę Serbowie w zasadzie wygrali: Turcy cofnęli się.

Milica – żona Lazara postanowiła zmitologizować jego postać. Przybrało to postać 14 pieśni o królu Lazarze (np. Książęca wieczerza), co weszło do ludowego kanonu. Stworzono legendarną postać Miloša Obliliča, który jakoby miał zadźgać sułtana Murada I podczas bitwy. Mit trwał w ludowych pieśniach, bo w 63 lata po Kosowym Polu po klęsce pod Smederowem państwo serbskie przestało istnieć, a ziemie przeszły w całości pod władanie Osmanów. Opowieść o bohaterskim królu Lazarze odgrzał Vuk Karadžić – twórca nowożytnej Serbii, który użył go jako mitu założycielskiego państwa i konsekwentnie propagując wmontował w państwowotwórczą narrację. Stąd Serbowie tak bronią Kosowa, nie mogąc się pogodzić z jego utratą – stanowi ono dla nich ogromną wartość emocjonalną.

Obiektywnie rzecz biorąc to w Kosowie i Metohiji (jest to część terenu zwanego obecnie Kosowem – Serbowie wymawiają te nazwy razem dla określenia spornych 5 regionów pozostających obecnie poza kontrolą serbskiej administracji) – jest ich tylko 8%! W końcu XVII wieku, w wyniku tureckiego terroru Serbowie wynieśli się stąd na północ. Na te tereny napłynęli Albańczycy, którzy jako muzułmanie nie wzbudzali podejrzeń urzędników sułtana. Ale mit jest mitem, i zakwestionowanie jego to tak naprawdę przewartościowanie aksjologicznych podstaw serbskiego państwa nowożytnego. Czy sobie z tym poradzą? No cóż – chyba muszą, tak jak wiele innych państw przed nimi.

W okolicach Nowego Pazaru zwiedzam jeszcze kościół śś. Piotra i Pawła z IX wieku – piękna romańska budowla i Sopočani – monastyr z czasów Raszki. Droga do nich wiedzie poprzez mahele: muzułmańskie parafie – osiedla zbudowane wokół meczetów. Słychać muezinów wzywających na popołudniową modlitwę. Inna Europa.

Na dziś koniec, zabytków mam dosyć. Jutro tylko przyroda!

Trasa:
Vrdnik (64 823) – Šabac – Valjevo – Požega – Guča – Novi Pazar – Rajcinovice (65 234)
Przejechanych km: 411

Czwarty dzień