3 czerwca 2015
Plan na dziś jest banalny: jak najszybciej dojechać do Ochrydy i poleniuchować, pozwiedzać zakamarki tego pięknego miasteczka, malowniczo położonego nad jeziorem Ochrydzkim. A zatem zawracam – teraz jadę do domu- na północ. Pierwsze 60 kilometrów po wczorajszej trasie, tyle ze w odwrotnym kierunku. Adrenalina z powodu znalezienia się w mitycznej Albanii minęła. Jadę jak najszybciej, kraj ten wydaje mi się mnie przygniatać. Jest bezpiecznie, drogi są fajne – przynajmniej te główne (zjechałem raz z głównej licząc na skrót i po kilometrze podałem tyły – nie dało się jechać), pogoda super, ludzie przyjaźni a nawet natarczywie przyjaźni – każdy oferuje pomoc i pyta czy się w Albanii podoba (to chyba jakiś zbiorowy kompleks). Ale bieda, brud, bałagan, paskudna architektura miast i wsi odpycha.
Obrazek z drogi: nagle pośrodku jezdni siedzi kaleka bez nóg – obcięte na wysokości goleni. Samochody mijają go z obydwu stron.
Obrazek nr 2: targ przed wsią, zorganizowany na poboczu drogi. Do barierek przywiązane osiołki co przyciągnęły dwukołowe wózki z towarem. Obok na kolejnym osiołku, siedząc bokiem do jazdy jedzie wieśniak.
Obrazek 3: interes Albańczyka: Lavazsh. Czyli myjnia samochodowa. Konkurencja ogromna, klientów mało ale każdy co ma betonowy plac i kran z wodą inwestuje w szlauch i oferuje usługę. W wolnych chwilach (tych jest większość) wylewa wodę w formie fontannowej na okolicę. Europa C: chciałoby się powiedzieć.
W Rrogozhine skręt na Elbasan, który osiągam po kolejnych 30 km. to dość spore miasto z ogromnym kombinatem metalurgicznym – nieczynnym i rozkradzionym. Krajobraz księżycowy. Z czego Ci ludzie tu żyją? Zagadkę częściowo rozwiązuje chłopak na myjni, na której się zatrzymałem szukając drogi. Od razu podleciał i rozwiał moje wątpliwości co do kierunku dalszej jazdy, bo drogowskaz nie był zbyt jasny. W krótkiej rozmowie opowiedział mi ze właśnie wrócił z Omanu, gdzie pracował przez ostatni kwartał. A wiec po prostu kraj gastarbeiterów?
Za Elbasan droga wchodzi w góry. Koniec równin, wysokie zbocza, rwąca rzeka w dole. Na końcu niewielki płaskowyż, na którym duża wieś i za nią serpentyny pną się na zbocze. Na górze wyłania się widok na jezioro. Obok słynne bunkry Envera Hodży: ogarniętego obsesją inwazji albańskiego sekretarza partii, który nakazał ich budowę przy każdym domu. Nie widać ich obecnie w krajobrazie choć jeszcze 10 lat temu były ponoć wszędzie. No mnie udało się jeszcze zobaczyć!
Można jechać w lewo do granicy za 3 km i w prawo wzdłuż jeziora jeszcze ok 30 km po Albanii. Wybieram lewo. Bezproblemowo na granicy i jestem w Macedonii. Nie wiem czy to sugestia czy rzeczywiście coś jest innego w powietrzu ale od razu ładniej. Normalny kraj. Docieram do Ochrydy, znajduje szybko kwaterę i idę na miasto. Piękne. Małe urokliwe uliczki i mnóstwo średniowiecznych zabytków.
Ochryda (Охрид) za czasów pierwszego królestwa serbskiego stała się stolica prawosławnego biskupstwa. Pomimo, ze po 200 latach krajem zawładnęli na kolejne 400 lat muzułmańscy Osmanowie, metropolia trwała tu aż do 1767 roku. Ostatnio znów została restaurowana i prawosławny władyka znów tu urzęduje. Oprócz urokliwych zaułków i pięknie nad jeziorem położonych knajp jest tu wiele kaplic i kilka wczesnochrześcijańskich świątyń. Zwiedzam sobór św. Zofii – dla tych fresków warto było przejechać 2000 km. Co prawda są niekompletne bo za czasów tureckich sobór zamieniono w meczet ale Osmanowie szczęśliwie nie skuli tynków z polichromiami tylko zamalowali je na biało – dlatego sporo się uratowało. Obok mnie Rosjanka głośno tłumaczy swojej koleżance symbolikę ikon, odnosząc się przy tym do szkoły ikonopisania Andrieja Rublowa. Mam szczęście: kobieta naprawdę wie dużo, słuchając jej widzi się więcej na ikonach i freskach.
Dzień spokoju kończy się zajadaniem pysznych oliwek kupionych na lokalnym targu i popijaniem lokalnego wina.
Trasa:
Berat (65 889) – Rrogozhine – Elbasan – Quafa e Thanes – Ohrid (66 090)
Przejechanych km: 201