Zapiski z podróży motycyklem

1 czerwca 2015

1 czerwca 2015

Hotel z rana śpi: wczoraj zaproponowano śniadanie o 10! Odmówiłem, zwijam się o 7 i dobrze zrobiłem. Aktualne jest stare jak świat powiedzenie: kto rano wstaje temu Pan Bóg daje!

Cofam się do Nowego Pazaru, ale błąkam się po nim kilka minut bo oznakowanie pozostawia dużo do życzenia. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło: mogę obejrzeć sobie żyjące poosmańskie miasto. Čaršija, czyli handlowa cześć miasta z kramikami, warsztatami, meczetami i składami handlowymi przetrwała prawie nienaruszona i wciąż żyje ludźmi, którzy tu mieszkają, pracują, robią zakupy. Lepsze doświadczenie niż sarajewskie, gdzie čaršija to raczej Cepelia niż żywy organizm.

W końcu decyduję się wrócić dwa kilometry do początku miasta gdzie wczoraj skręciłem z głównej drogi i tym sposobem jestem na właściwej trasie. Hałaśliwe i brudne miasto zostawiam z tylu i jadę w górę zwężającej się doliny Ibaru. Dobra droga i piękne widoki. Na rozdrożu, gdzie odchodzi droga do Kosowa duży ruch policji serbskiej wspieranej przez jakieś europejskie oddziały. Widocznie coś tam się dzieje, ostatnio w Macedonii znowu były jakieś rozruchy Albańczyków. Bulgot bałkańskiego kotła.

Mijane wsie są w większości albańskie co poznać po meczetach, tylko w nielicznych miejscach stoją cerkwie. Żywioł albański zalewa kraj: czy będą umieli sobie z nimi poradzić? W końcu Albańczyków jest trzykrotnie mniej niż Serbów i Serbia to także znacznie większy kraj. Czy kultura serbska okaże się na tyle atrakcyjna aby Albańczycy zechcieli się asymilować? Czy uda się pokonać pieniądze szejków finansujące ruchy muzułmańskie w Europie. Ślady tychże pieniędzy widać po drodze bardzo.

Przekraczam granice Czarnogóry (miło i sympatycznie) i dalej! Drogi lepsze, kraj wyraźnie bogatszy. Początkowo też kilka wsi z meczetami, potem już ich nie ma. Jadę do Mojkovača gdzie skręcam w dolinę Tary. Pojawia się sporo motocyklistów: ta widokowa droga to jeden z punktów obowiązkowych fanów motocyklizmu. Wiedzie najgłębszym kanionem Europy – miejscami jest tu 1300 m różnicy wysokości pomiędzy szczytami a dnem doliny. Niezliczonymi zakrętami po 45 kilometrach docieram do słynnego mostu Durdevića na Tarze.

Ten zachwycający do dziś obiekt sztuki inżynierskiej zbudowano w latach 1937-1940. W momencie budowy był to największy most żelbetonowy na świecie: jego wysokość to w porywach 172 metry, a przęsła mierzą nawet 116 metrów. Przy moście parking, nieco dalej knajpa a bliżej mostu sprzedawcy rożnego badziewia.

Skręt w lewo kolejne serpentyny. Coraz wyżej. Na górze wyjeżdżam na płaskowyż na którym odbywa się wypas owiec. Środgórska dolina ma około 20 km średnicy, otaczają ja wysokie góry przekraczające 2500 m. To Durmitor, park narodowy i jednocześnie ośrodek narciarski. Pośrodku miejscowość Žabljak gdzie ulokowało się mnóstwo pensjonatów, hoteli, domów wypoczynkowych. Całość jednak nieciekawa, mało kameralna, wiec odjeżdżam lekko zawiedziony. Trzeba chyba przyjąć do wiadomości, ze ładne kurorty to Niemcy budują. Te włoskie i francuskie są już nieco bardziej krzykliwe i pospolite, serbskie i czarnogórskie są dodatkowo jeszcze brudne!

Jadę na Niksič. Niestety nad Durmitorem zbierają się ciemne chmury, deszcz na dobre dopada mnie w Saviču. Jak na zawołanie wyrasta przy drodze sympatyczna restauracja, gdzie przy smacznym miejscowym jedzeniu przeczekuje ulewę. Najedzony jadę dalej. Po drodze liczne patrole policji: oni chyba albo maja napięty budżet albo zabrali się za egzekwowanie prędkości (limit jest 80 jak w Szwajcarii). Ogółem dziś przejechawszy niecałe 400 km (po górach!) spotykam 7 patroli!

Jeszcze po drodze w Niksiču ruiny twierdzy królów Zety (to średniowieczna nazwa państwa na terenach dzisiejszej Czarnogóry), jeszcze wjazd do Monasteru Ostrog położonego 1000 m nad dnem szerokiej na około 4 km doliny rzeki Zety i jestem w Podgoricy. Wieczorem spacer po stolicy: za wiele tego nie ma – wszystkiego z 10 ulic tworzy tzw. city. Urzędy centralne mieszczą się po prostu w wynajmowanych pomieszczeniach np. Ministerstwo Finansów w kamienicy przy jednej z ulic. Obszedłszy miasto i wypiwszy szklaneczkę piwo Niksičko uznaje dzień za zakończony.

Trasa:
Rajcinovice (65 234) – Novi Pazar – Mojkovač – Žabljak – Niksič – Ostrog – Podgorica (65 618)
Przejechanych km: 384

Dzień piąty