Zapiski z podróży motycyklem

Poniedziałek 16 czerwca 2014

Poniedziałek 16 czerwca 2014

Poranny wyjazd z uśpionego uzdrowiska. Położone poniżej miasteczko już obudzone i sporo ludzi na ulicach. Jade w kierunku Sighisoary czyli Segesváru czyli Schäßburga. Ta wielość nazw oddaje skrzyżowanie świata jakim był i po trochu wciąż pozostał Siedmiogród.

Po drodze węgierskie wsie. To co odróżnia je od rumuńskich to zachowana stara zabudowa – w ogóle nie widać rumuńskokomunistycznych dzieł. Po drodze widać nagle cztery chłodnię kominowe i obok jakieś przewody. Wygląda to na elektrownię ale skąd tu takie cudo? Węgiel musiano tu dowozić. Piszę w czasie przeszłym bo obiekt wygląda na nieczynny. Na kominie napis z ery Ceausescu: Traiasca Socialista Romania. Obok osiedle robotnicze wybudowane w socrealistycznym stylu, coś na kształt miniatury Nowej Huty. Brud i syf kontrastują ostro z mijanymi wcześniej wsiami.

Skręcam w lewo na główna drogę z Marosvásárhely (Târgu Mureș) do Braszowa (Brassó, Kronstadt). Szerokimi łukami droga gna po wzgórzach dostarczając pięknych widoków. Wkrótce wyłaniają się zabudowania Segesváru. Parkuję obok apteki na małej uliczce ponad placem Hermanna Obertha – zasłużonego burmistrza miasta.

Historia Segesváru to bardziej historia saska niż węgierska. Miasto zamieszkiwali w dużej ilości Niemcy – Sasi sprowadzeni do Siedmiogrodu w XII wieku. Odegrali oni ogromna role kulturotwórczą na tych terenach. Historyczny Schäßburg to urocze miasto położone na zboczach wzgórza opadającego do Wielkiej Tyrnawy. Zachowały się częściowo mury miejskie z kilkoma basztami, piękna wieża zegarowa z zegarem uzupełnionym o figury, kamienice, stary bruk. W jednym z domów urodził się hospodar mołdawski Vlad Țepeș zwany Palownikim ponieważ jego ulubioną rozrywką było nadziewane wrogów na pal. Kryte drewniane schody prowadzą na wzgórze na którym zabudowania katolickiego gimnazjum oraz ewangelicki kościół. Obok ewangelicki cmentarz – nagrobki tylko po niemiecku. Pod jednym z nich niedaleko wejścia leży jeden z burmistrzów. Obok grób strażaka, który jako k.u.k. artylerzysta zginął na wojnie w 1916 roku. Ślad monarchii…

Miasteczko jest do obejścia w niecałą godzinę. Jest malownicze ale niewiele w nim do robienia. Porównałbym je ze słowackim Bardejovem, który jest również w całości stary i ma większość budynków w obrębie Starego Miasta zabytkowych. Słowacy przeprowadzili jego gruntowna renowacje jednak za bardzo go wysprzątali: lśniące nowością średniowieczne mury wyglądają cokolwiek dziwnie. Sighisoara nadgryziony jest zębem czasu ale autentyczna i z klimatem. Widać powoli postępujące prace konserwatorskie finansowane zresztą przez Niemców: np. kościół ewangelicki odnawia Fundacja Messerschmitta! Pozostaje mieć nadzieje, ze wypięknieją fasady i dachy, pozostanie natomiast urok starego miasta.

W położonym kilka kilometrów na południe Fehéregyháza (Albeşti) pomnik Sándora Petőfiego jednego z większych poetów węgierskich, bohatera narodowego który walczył w powstaniu 1849 roku jako adiutant generała Bema i zaginął w walkach Segesvárem. Przypomina mi się jego sztandarowy utwór: Pieśń Narodowa (Nemzeti Dal), która zagrzewała Węgrów do walki w powstaniu 1848 -1849 roku i obecnie też jest chętnie wykonywana na uroczystościach patriotycznych. Mogłaby być właściwie węgierskim hymnem – zaczyna się jak na hymn przystało: Talpra magyar, hí a haza! (Powstań Węgrze, ojczyzna wzywa!). Niestety: hymn napisał Węgrom wcześniej od Petőfiego niejaki Ferenc Kölcsey, został on przez niego od razu zatytułowany bezczelnie: „Hymn” i już tak pozostało. Pieśń zaczyna prośba do Boga aby zbawił Węgrów (Isten, áldd meg a magyart) i dalej następuje wymienienie wszystkich krzywd doznanych, wspomnienie piękna kraju jak szerokich pól w Kun (prawie jak bursztynowy świerzop i bryka jak śnieg biała) – takie wersy wyraźnie lepiej pasują do narodowego zadęcia. Nemzeti dal nie jest nawet numerem 2 w węgierskim śpiewniku narodowym: jako substytut hymnu robi ponury utwór „Wezwanie” z jeszcze mroczniejszymi klimatami. A przecież pod tekstem Petőfiego każdy chętnie się podpisze, widziałem nawet młodzież śpiewającą ją na koncertach w wersji rockowej. Czy ktoś chciałby być niewolnikiem? Nigdy w życiu! Po węgiersku brzmi to zresztą bardzo dostojne i dobitnie: A magyarok istenére esküszünk, Esküszünk, hogy rabok tovább nem leszünk!! (Bogu przysięgamy, przysięgamy nigdy nie być niewolnikami) Jest tym coś z polskiej zadziorności naszego hymnu.

Wioski poniżej Sighisoary to kraj Sasów. Zbudowane na wzór niemiecki także bez wtrętów komunizmu, natomiast z duża ilością Cyganów. Niemców wyrzucono stad w ramach represji powojennych i na opuszczone tereny i domy nadciągnęli Cyganie. To co ich odróżnia od słowackich pobratymców to względna schludność. Domy nie są zdewastowane, nie widać gett biedy. Nawet chyba pracują na roli bo widać ich chodzących z rolniczymi narzędziami.

Szczególnie ładna wieś to Saschiz, obok niej na wzgórzu warownia chłopska. Wobec częstych obcych najazdów warownie takie budowali chłopi aby chronić się tam z dobytkiem i rodzinami przed obcymi wojskami. Wiele takich obiektów istnieje jeszcze w formie ruin i stanowi lokalna ciekawostkę.

Troszkę dalej w Reps/Rupea zamek zbudowany na strategicznym wzgórzu nad skrzyżowaniem dróg z Wołoszczyzny, Siedmiogrodu i Mołdawii. W jego obrębie do XVIII wieku było całe miasto, dopiero XIX wiek stworzył obecne miasto poniżej. Ruina jest zabezpieczona, odtworzono kilka baszt, całość daje pogląd na jego średniowieczny wygląd.

Z Rupea poprzez Homorod lokalną drogą do Székelyudvarhely (Odorheiu Secuiesc). Droga prowadzi wioskami zapomnianymi przez Boga i ludzi, mocno zdewastowane. Za to piękne widoki i wsie jak z lat 50 XX wieku. W każdej ufortyfikowany kościół, to także były punkty oporu i jeszcze jedna warownia chłopska. Po 15 km dojazd do lepszej drogi, która prowadzi do miasta.

Tym samym powróciłem do Seklerów. Wymieniona rumuńska nazwa to tylko urzędową uciążliwość. Nie ma żadnej wątpliwości, że to jest węgierskie miasto. To nie jest jakaś mniejszość z domem kultury, festiwalem, okazjonalnymi pogawędkami. To regularne miasto żyjące Wegrami. Szyldy węgierskie, język węgierski wszędzie, restauracje węgierskie, księgarnie tylko węgierskie (nie widziałem rumuńskiej książki!), węgierskie szkoły z młodzieżą mówiąca po węgiersku, węgierskie aktualne gazety w kioskach. Żadne Odorheiu Secuiesc po prostu Székelyudvarhely. Miasto ładne ale bez specjalnych atrakcji. Na głównym placu oczywiście turul – legendarny ptak Węgrów co przyniósł miecze Arpadom podczas honfoglalás (zajęcie ojczyzny – Węgrzy nie mają pojęcia założenia kraju, początkiem ich państwowości i mitem założycielskim jest zajęcie ojczyzny czyli najazd księcia Arpada na nizinę panońską i wyrżnięcie lokalnej ludności aby zrobić miejsce swoim). Turul jako symbol węgierskiego męstwa wojennego stoi na pomniku bohaterów wojennych.

Jadę dalej poprzez kraj Seklerów. To co się rzuca w oczy to bramy szeklerskie przy zabudowaniach. Niektóre piękne zdobione z napisami, kolorowe. Każda zaopatrzona w obowiązkowy gołębnik. Ładna cecha tego kraju.

Nieformalna stolica Seklerów: Csikszereda (Miercurea Ciuc) to rozległe miasto. Niestety: zbudowano tu siedzibę władz komitatu ( po rumuńska nazywa się to județul) Harghita, w związku z czym wyburzono sporą połać miasta tak na oko ze 20 kwartałów. Ogromny plac pomyślany jako miejsce apeli ku czci i manifestacji (obecnie we władaniu rolkarzy) przy nim bezsensownie wielki budynek administracji otoczony przez 10 piętrowe budynku mieszkalne. Wygląda to fatalnie. Zachowała się jeszcze stara ulica która daje pogląd na dawny wygląd miasteczka. Obok parku w zamku Mikó (to jeden z tutejszych rodów – nie piszę: szlacheckich bo Sekler jest z definicji szlachcicem) muzeum seklerskie z małą wystawą bram obok na świeżym powietrzu. W parku pomnik rumuńskiego wojaka, postawiony chyba z zemsty bo tereny te w 1944 roku były rozpaczliwie bronione przez wojska węgierskie i hitlerowskie przed nacierającymi Sowietami i Rumunami. Niemcy bronili ropy naftowej w Ploiești natomiast Węgrzy po prostu własnych domów.,.

Jeszcze wizyta w Csíksomlyó gdzie w kościele cudowna dla Seklerów figura Matki Boskiej. Pochodzi z XIII wieku wykonana została w drzewie lipowym przez nieznanego artystę choć chyba ludowego – Michał Anioł tworzył piękniej. Wyeksponowana w głównym ołtarzu i łatwo dostępna – ludzie podchodzą i modlą się tuż przed nią na koniec niektórzy się wspinają i dotykają rzeźby – w Częstochowie niespotykane. Podoba mi się taka prosta dostępność świętości. Po ludzku jest tak łatwiej niż Święty Graal odsłaniany z fanfarami i perskim ceremoniałem.

Na koniec dnia kulinarne wspomnienie śp. c.k. monarchii: klasyczny fantastyczny wiedeński sznycel z sałatką z ziemniaków. Nawet tu na wschodnich kresach monarchii tradycja przetrwała i ma się w najlepsze!

Trasa: Sovata – Sighisoara (Segesvár) – Repea – Homorod – Odorheiu Secuiesc (Székelyudvarhely) – Miercurea Ciuc (Csikszereda) – Șumuleu Ciuc (Csíksomlyó) – Miercurea Ciuc (Csikszereda)
Stan licznika: 59 021
Przejechanych km: 245

Piąty dzień

Zdjęcia z wyprawy