Zapiski z podróży motycyklem

Niedziela, 15 czerwca 2014

Niedziela, 15 czerwca 2014

Rano pogawędka z gospodynią, pół po francusku pół po rosyjsku. Do tego ze Słowakiem po polsku i słowacku. Istna wieża Babel. Pani pokazała i nazwała wszystkie góry w okolicy i zapraszała ponownie. Czemu nie?

W górę doliny Viseu na przełęcz gdzie staję i fotografuję niezmiernie piękne okoliczności przyrody. Potem w dół – ta kraina nazywa się już Bukowina. Okolica przepiękna, mijane wsie pięknie położone. Nie jest bogato – to jest poziom naszych lat 70-80. Kwitnie gospodarka pasterska, widać wypas, koszary, po drodze włóczą się stada owiec. Ludzie gromadzą opał na zimę i jest to drewno. Węgiel jest drogi jak dla nich. Na specjalnych drągach suszy się zwiezione siano, podsuszone układane jest na ostrewkach i pod daszkami, które mają regulowaną wysokość. To już obrazki prawie już w Polsce niespotykane. Droga paskudna ale krajobraz wynagradza wszystko.

Jadę w dół doliny Bystrzycy, która staje się coraz szersza i przypomina wielkością San w Sanoku. W Iacobeni dojazd do głównej drogi, elegancko wyremontowane jej po 12 km w Vatra Dornei znów w boczną drogę w dół Bystrzycy. Najbardziej przygnębiające są miasta. Zrujnowane i rozszabrowane fabryki, bloki i pseudokamienice wybudowane z tandetnych materiałów przesądzają o fatalnym wyglądzie kraju. Brak chodników, kurz i pył mimo zamiatania ulic i polewania. Biednie ubrani ludzie dopełniają smutnego obrazu.

Po kilkudziesięciu kilometrach dojeżdżam do końca jeziora zaporowego i mostu. W górę drogą ponad jeziorem docieram do ogromnej zapory i położonego poniżej miasta Bihaz. Teraz oglądam od wschodu mur gór stanowiący historyczną granicę Siedmiogrodu i Węgier.

Po pokonaniu Pieczyngów przez Madziarów Siedmiogród stał się przedmiotem intensywnej kolonizacji madziarskiej w tym rejonie Królestwa Węgier. W celu obrony wschodnich rubieży państwa osadzano w pogranicznych marchiach Szeklerów – lokalny lud o prawdopodobnie tureckim pochodzeniu – jako doskonałych strażników granic, zorganizowanych wpierw w oparciu o ustrój plemienny, później zaś rozmieszczenie terytorialne. Początku osiedlono ich na zachodzie Siedmiogrodu, w okręgu Bihor, na pograniczu z Kriszną, później zaś osiedlano ich stopniowo co raz dalej – w miarę wypierania koczowników – na wschód, by ostatecznie z początkiem XIII wieku osiągnąć wewnętrzny łuk Karpat Wschodnich i Południowych
Szeklerzy zostali otoczeni opieką i przywilejami w zamian za służbę w obronie pogranicza. Przyjęli oni węgierski język i kulturę i na wschodnich rubieżach Siedmiogrodu w komitatach Harghita, Mures i Covasna żyją do dziś pomimo, ze państwo węgierskie się oddaliło. Szeklerzy posiadali własny samorąd odległy od podziału państwa węgierskiego na komitaty (megye). Zorganiowani zostali w siedem kantonów zwanych Szék („krzesła”): Marosszék, Aranyosszék, Csíkszék, Udvarhelyszék i trzy kantony tworzące okręg Háromszék („trzy krzesła”): Kézdiszék, Orbaíszék i Sepsiszék. Niektóre tworzyły dodatkowo podkantony; – Gyergyó, Kászon w kantonie Csík, Keresztúr i Bardóc w kantonie Udvarhely, Miklósvár w Háromszék. System samorządowy przetrwał do 1867 roku.

Teren ten stanowi dla Węgrów i ich legendy narodowej obszar mityczny. Otóż nie mogąc zdobyć Siedmiogrodu od wschodu Porta Ottomańska atakowała Węgry od południa. Pierwsi ofiarą padli Serbowie – po bitwie na Kosowym Polu w roku 1389 praktycznie została ona pobita. Już wcześniej anektowano Bośnię tworząc tam regularną prowincję – sandżak bośniacki. Sułtan posuwał się wzdłuż Dunaju na północ. W 1525 roku zadał on klęskę połączonym siłom polskim i węgierskim pod Mohaczem, gdzie padł kwiat węgierskiej szlachty i polski król. Wkrótce potem Turcy zdobyli Szekesfehervar – miasto koronacyjne królów węgierskich i stołeczną Budę. Królestwo węgierskie zostało w tej sytuacji podzielone. Północ i zachód dostała się pod opiekę Habsburgów natomiast wschód czyli Siedmiogród stał się niezależnym księstwem i depozytariuszem madziarskiej kultury. Tu przetrwał język, strój i zwyczaje. Dlatego tak bardzo nie mogą oni poradzić sobie z traumą Trianon: to tak jakby Częstochowę lub Podhale oddzielić od Polski.

Jadąc na zachód wjeżdżam w wąwóz Bihaz. Droga idzie ciasnymi skrętami miedzy skałami w górę. Jest naprawdę ciasno, sceneria fantastyczna – skały wiszą tuż nad drogą. Tu zaczyna się Siedmiogród. Dalej po opuszczeniu wąwozu do jeziora czerwonego (Lacu Rosu, Gyilkos-tó). Jezioro powstało wskutek osuwiska, widać zatopione drzewa. Naród pływa łodziami, konsumuje kołacze (Kürtőskalács – ulubiony słodki wypiek a raczej przypiek węgierskoszeklerski) , langosze (słynne węgierskie placki z ziemniaczanej mąki smażone na głębokim oleju) i mici – rodzaj rumuńskich cevapów. Miejsce pikniku ludowego więc mało ciche….

Dalej w dół do Gheorgheni czyli Gyergyószentmiklós. Świetna droga. Miasteczko ładnie utrzymane bez rumuńskokomunistycznych ulepszeń. Z ciekawostek – cerkiew ormiańska, którzy to stanowili tu liczną mniejszość, o dość archaicznym wyglądzie: oryginalny XVIII wiek. Za miastem orientuję się ze jestem na rozległej równinie otoczonej zewsząd przez góry! Widok jedyny w swoim rodzaju! Drugie miejsce jakie takie znam to Liptowski Mikulasz ale tu jest znacznie ładniej i widok jest dużo rozleglejszy. Równina ta jest obszarem źródłowych dwóch wielkich rzek Karpat: Maruszy (Maros, Mureș) i Aluty (Olt). Odwiedzam jeszcze pobliskie Gyergyószárhegy (Lazarea) ze zdewastowanym zamkiem tutejszych możnowładców i przez środek wspomnianej równiny (Gyergyóalföldi) kieruję się w stronę Prajd i Sovaty. Pośrodku pól zajmujących równinę śródgórską stoi krzyż postawiony w 1913 roku upamiętniający 700 lat węgierskiej katolickiej parafii na tych terenach. W 7 lat po jego wzniesieniu węgierskie państwo musiało stąd odejść. Na szczęście ominęły te okolice masowe wysiedlenia.

Na mijanych tablicach i billboardach króluje język węgierski. Wygląd wsi jak na Węgrzech ale biedniej – czas się zatrzymał. Wjeżdżam do Sovaty znanego węgierskiego uzdrowiska opartego o naturalne jeziora termalne. Instaluję się na nocleg i idę na miasto. To jest kawałek Węgier. Na ulicy tylko węgierski, węgierska telewizja, węgierskie potrawy w restauracji (alkohole rumuńskie), węgierskopodobni kuracjusze przechadzający się po promenadzie. Ulice wypieszczone w niczym nie przypominają Rumunii. Spokojnie można by powiedzieć, że jesteśmy na deptaku w Balatonfüred. Terytorium pod chwilową administracją rumuńską. Węgierska kapela gra długo w noc…

Trasa: Borsa – Iacobeni – Vatra Dornei – Bicaz – Gheorgheni (Gyergyószentmiklós) – Lazarea (Gyergyószárhegy) – Prajd – Sovata
Stan licznika: 58 776
Przejechanych km: 345

Czwarty dzień

Zdjęcia z wyprawy