Zapiski z podróży motycyklem

25 maja 2013

25 maja 2013

Śniadanie i wyjazd. Kawałek drogi przede mną. Stara droga na Cieszyn – nie tak wygodna jak autostrada ale o ile przyjemniejsza! Most na Olzie i Czechy. Pierwsza granica za mną ale krajobraz zmienia się nieznacznie. Tutaj kraje płynnie przechodzą jeden w drugi, lata ba!: wieki wspólnej historii widać.
Gdzieś za Jabłonkowem zaczyna znowu padać i to konkretnie. Im dalej tym bardziej pada. Żylina deszczowa, przez przełom Wagu do Martina także. Szkoda, bo nic nie widać z malowniczości tego miejsca. Widać dość zaawansowaną budowę autostrady, wkrótce większość samochodów stąd zniknie i będzie można tedy ładnie wycinać bo droga jest tu dla motocykli idealna.
Od Martina doliną Turca w górę. Deszcz trochę przestaje. Szosa bardzo łagodnie idzie w górę, aż do wioski Turcek, gdzie osiąga wododział pomiędzy Wagiem a Hronem. Teraz ostro w dół ciasnymi zakrętami po kilku minutach dojeżdżam do Kremnicy.

Wciśnięte pomiędzy brzegi ciasnej doliny ogromne budowle mennicy, kamienice i górujący nad miastem zamek wyglądają zaskakująco w tej ukrytej górskiej dolinie. Kremnica (Körmöcbánya) jest jedynym miejscem na świecie gdzie nieprzerwanie od średniowiecza bije się monety. Założona w 14 wieku od razu jako miasto przez węgierskiego króla Karola Roberta Anjou swój rozgłos i byłe bogactwo zawdzięcza kopalniom złota i srebra jakie wydrążono pod miastem i najbliższą okolicą. W Kremnicy urzędował królewski urzędnik, który w imieniu władcy nadzorował bicie monet. W okolicy było 7 miast, które posiadały kopalnie cennych kruszców, ale tylko tu bito monety. Osmanowie tu nigdy nie dotarli zatem królowie węgierscy a później Habsburgowie nieprzerwanie mogli finansować swoje wydatki kopanym tu złotem. Niestety, upadek państwa austro-węgierskiego i wprowadzenie pieniądza fiducjarnego zakończyło górniczą historię miasta. Została tylko mennica, która biła monety i bije nadal dla wielu krajów. Na wystawie obok wejścia do mennicy można oglądać zarówno dukaty cesarskie, jak i współczesne monety krajów Europy, Azji i Afryki. Polski bilon z okresu PRL też obecny.
Oprócz tego miasto robi przygnębiające wrażenie. Osiedlony przez komunistów w starej części miasta plebs nie ma pieniędzy na utrzymanie domów. Miasto remontuje główne ulice, rynek został uporządkowany ale na niewiele się to zdaje. Ruch turystyczny minimalny. Może to przez ten deszcz, który znów się rozpadał?

Jadę dalej w dół. Tuż przed Ziarem skręt na autostradę w stronę Nitry. Wychodzi słońce i robi się ładnie. Teraz z tej strony widać jak znakomicie położona była Kremnica. Aby tu dotrzeć w czasach przed koleją i autostradą trzeba było podróżować najpierw w górę Wagu, potem skręcić w długa dolinę Hronu a na koniec wspiąć się w małą dolinkę potoczku, wysoko do góry. Idealne miejsce na królewski skarbiec.
Po kilkunastu kilometrach skręcam w lewo. Zamierzam na skróty dotrzeć do Dunaju w Komarnie. Po drodze potężny benedyktyński klasztor w bocznej dolinę Hronu. Dalej docieramy do Kalny, zaczynają się dwujęzyczne nazwy, znów pogranicze.
Docieram do Komarna i przez Dunaj wjeżdżam na Węgry. Oba miasta stanowiły jeden organizm ale po Trianon zostały rozdzielone. Krajobraz kulturowy się nie zmienia ale po węgierskiej stronie jakoś tak bardziej kolorowo, zadbanie. W porównaniu z Węgrami Słowacja jest brudna i brzydka.

Jadę na Székesfehérvár. Białogród Stołeczny, pierwsza stolica, miejsce koronacji pierwszych królów a także królewska nekropolia. Pierwsze zetknięcie z krainą dotkniętą osmańską inwazją. Osmanowie po zwycięstwie pod Mohaczem poszli daleko w głąb kraju. Zajęli Budę a dwa lata później także Székesfehérvár – miasto dla Węgier symboliczne. Funkcję stolicy i koronacyjne przejęło Pozsony czyli od 1918 Bratysława. Székesfehérvár otoczony przez bagna, których resztki mijam, bronił się długo. Jednak grupa bogatych patrycjuszy obawiających się gniewu zwycięzców po zajęciu miasta zdradziła obrońców i wpuściła Osmanów do miasta. Ci zachowali się jednak dla zdrajców zaskakująco – kazano ich zabić uznając ze zdrajcy nie są ludźmi honoru. Miasto zostało zamienione w graniczną twierdzę Porty i częściowo zburzone. Kilkadziesiąt lat później, Węgrzy spalili przy próbie odbicia miasto i tym samym średniowieczny Székesfehérvár obecnie nie istnieje. Miasto odbudowano w 18 wieku na starych fundamentach w stylu barokowym. Dwudziestowieczne osiedla mieszkaniowe otaczają zwarte i ładne Belváros (centrum). Przyjemnie się chodzi ulicami gdyby nie to, ze tym razem naszła burza i kapie konkretnie z nieba. Sklepy pozamykane, knajp nie ma – przeczekuję nawałnicę w informacji turystycznej. Potem jeszcze obchód starówki – cześć jak się okazuje jest rozkopana z powodu remontu nawierzchni (może to powód braku knajp i frekwencji?) – i jadę dalej.

Po 40 km Siófok – główne kąpielisko po południowej stronie Balatonu, były główny komunistyczny kurort. Nic ciekawego, skręcam w stronę Szekszard i Peczu. Kto mówi, że Węgry to kraj płaski ten nie był tutaj. Niewielkie, ale bardzo malownicze wzniesienia, piękne drogi. Ładny kawałek świata.
Do Peczu podjeżdżam od tylu góry na której to południowych stokach rozłożyło się miasto. Od północy las i super serpentyny!! Skręcam za miastem na południe. Wkrótce pokonuję jeszcze jeden wododział i zjeżdżam w dolinę Drawy do Harkány. Tu na dziś koniec.

Trasa: Skoczów- Cieszyn- Żylina- Martin- Kremnica- Kalna- Komarom- Székesfehérvár – Siófok – Pecs- Harkány
Stan licznika 49 226.
Przejechanych km 595.1
Harkány 45.51 N 18.13 E

Trzeci dzień