9 czerwca 2012
Rano wyjazd. Chcę zobaczyć Trebic i Mohylę Miru pod Austerlitz. Jednak po 15 km zaczyna padać i pada coraz bardziej. Na kierunku jazdy ciemno: to tam poszła nocna ulewa. A wiec zmiana planów: po mokremu kiepsko się jeździ a jeszcze gorzej zwiedza. Dyszel na północ prosto w stronę Kłodzka i Wrocławia bo tam zgodnie z prognozami nie pada. Przebijam się od Valasskych Mezirici na Svitavy. Choć jestem wprawiony w walce z czeskimi drogami ich oznakowaniem gubię raz drogę. Jednak nie ma tego złego. Nadrobię może 5 km za to droga będzie lepsza. Czesi mają nieodgadniony system oznaczania dróg i określania ich priorytetów. W Polsce jest jasne: główne drogi są jednocyfrowe, główniejsze dwucyfrowe, wojewódzkie trzycyfrowe a pozostałe są lokalne. I w takiej kolejności są remontowane i odśnieżane. W Czechach logiki się nie trzyma. Droga jednocyfrowa bywa lokalną ścieżką a trzycyfrowa zamienia się nagle w czteropasmową ekspresówkę. Drogowskazy nie prowadzą na główne miasta ale mieściny 10 km dalej. Wariactwo.
A jednak jakoś się zbliżam. Za Svitavami deszcz ustaje. Ekwipunek zdał egzamin. Spodnie zaimpregnowane szuwaksem z Louisa trzymają perfekcyjnie. Jednak największe zadowolenie jest z butów: jest suchutko i ciepło. Sprawunek okazał się znakomity. Tylko rękawiczki mokre ale za to szybko schną. Muszę coś popatrzeć i w tym zakresie.
W Boboszowie przekraczam polską granicę i jednocześnie opuszczam c.k. monarchię. A więc do domu! Jadę sobie świetną drogą, mijam wyremontowane miasta, dobre samochody, dobrze ubranych ludzi. I w tym momencie mam po raz pierwszy w życiu wrażenie po powrocie do kraju, że wróciłem do cywilizacji. Mam szok w druga stronę. Otóż u nas jest lepiej niż w Czechach, lepiej niż na Słowacji czy też Węgrzech. Jeszcze mamy trochę do Austrii czy też Niemiec ale wykonaliśmy olbrzymi skok. Polska jest krajem ładnym, czystym o równych i dobrych drogach, dobrze i logicznie oznakowanych. Możemy czuć się dumni i ja taką dumę w tym momencie czuję.
Omijam Wrocław autostradą, poprzez Sieradz docieram do A2. Już tylko godzina i jestem w domu.
Garaż. Silnik off. Toast za przeżyte chwile i przejechane kilometry!!!
Stan licznika na koniec dnia: 43 845. Przejechanych km: 715
Razem: 3 544 przejechane km.
I mnóstwo wrażeń.