5 czerwca 2012
Rano śniadanie i na autostradę. Po 90 km zjeżdżam na Divacę i dalej na jaskinie Skocjańskie. Ponieważ jest jeszcze 45 minut do otwarcia postanawiam zwiedzić wioskę obok. Jestem na terenie zwanym ze słoweńska Krasem po niemiecku Karst. To tu opisano po pierwsze zjawiska krasowe związane z działaniem wody na skały wapienne, powstawaniem jaskiń, naciekami. Dlatego tez ten teren to tzw. kras prawdziwy. Zjawiska krasowe występują tez oczywiście gdzie indziej ale to jest ten teren gdzie je poznano i opisano po raz pierwszy. Choć bardziej znana jest jaskinia w Postojnej ja zdecydowałem się na Skocjańskie. Jest ona w odróżnieniu od Postojnej wpisana na listę UNESCO. W Postojnej ąa po prostu ładne nacieki (stalaktyty, stalagmity, stalagnaty) ja jednak widziałem już super nacieki w Aggtelek i to dla mnie nic nowego. Za to podziemny wąwóz rzeki, która wypływa z gór na granicy z Chorwacja po czym znika pod ziemią płynąc tam ogromnym podziemnym wąwozem jest atrakcją pierwszej klasy. Rzeka płynie pod ziemią drugie 60 km po czym pojawia się znów niedaleko Triestu i po 2 km wpada do Adriatyku. A zatem – większość swojego biegu ma pod ziemią!
Tereny obok usiane są licznymi zapadliskami powstałymi wskutek zapadnięcia się sklepień jaskiń. Teren bardzo malowniczy. Skocjan jest w tek chwili skansenem, pokazującym dawne życie na tych terenach. Wracam pod kasy, kupuję bilety i zwiedzam jaskinię. Na początku zwykła jaskinia. Potem przechodzi się się wielkiej sali wysokiej na 30 m z pięknymi naciekami. Stamtąd korytarzem nad Rzekę. Idziemy ścieżką zawieszoną 30 m nad rzeką, która płynie w wole. Wrażenie niesamowite. Nasyciwszy się wrażeniami wychodzimy na ziemię i na koń.
Jadę do Triestu. Za włoska granicą zjeżdżam na lokalną drogę. Mnóstwo motocykli i skutersynów – tych ostatnich znacznie więcej. Po kilku kilometrach przez przedmieścia widzę niebieską taflę Adriatyku a w dole miasto. Serpentynami dół poprzez miasto. Motocykle są wszędzie. Jeżdżą jak wariaci, katamarany nie lepiej. Oczy dookoła głowy. Parkują na Molo Audace na wprost pałacu gubernatora. Jest pięknie!! Słońce praży. 27 stopni. Morze lazurowe. Niebo takoż. Na molo opalają się laski. Raj? Ale dotarłem do Adriatyku . Biorąc po uwagę, że tydzień temu byłem na moto w Gdyni to przejechałem od morza do morza!
Nasyciwszy się widokami jadę brzegiem zatoki do zamku Miramare. To była siedziba Maksymiliana Habsburga – dowódcy c.k. floty. Pięknie położony – obecnie muzeum. Triest był długo portem austriackim zdobytym na Wenecjanach. Włoski jest dopiero od 1918 roku. Choć faszyści prowadzili tu akcje italianizacyjne co im się udało, miasto ma charakter austriacki. Nad woda stoi tylko kolumna z jakąś alegorią Italii. Generalnie włoski bałagan i nieporządek. Maniana…. Domani… Obok pałacu tablica dziękująca Amerykanom którzy kwaterowali tu po wojnie, że przekazali w 1947 roku te ziemie Włochom. No cóż – nie czują się tu zbyt pewnie…
Wracam do Słowenii. Jadę w druga stronę cały czas brzegiem. Przejeżdżam przez całe nabrzeża po czym wjeżdża na estakadę. Droga prowadzi nad kolejnymi basenami portowymi. Sporo tu tego, po kilku kilometrach jestem z powrotem w Słowenii. Tuz za granicą stacja benzynowa z ogromnymi kolejkami: tu benzyna jest po 1.42 we Włoszech 1,70…
Ląduję w Koprze w hotelu, bagaż do pokoju a sam na objazd słoweńskiej części Istrii. Świetna kręta droga poprzez winnice kończy się granicą. Tu kończy się Unia: dalej jest Chorwacja. Skręt w prawo, wzdłuż granicy potem obok ogromnych salin gdzie z wody morskiej uzyskuje się sól. Rzut oka na Portoroż. Mały kurort z ogromnym luksusowym hotelem. Kilka kilometrów dalej urocze miasteczko Piran. Zbudowane na półwyspie ostroga wchodzącą w morze. Urokliwe, pełne turystów. W knajpach ceny wysokie, choć przed sezonem to już lekki tłumek. Wracam fajnymi dróżkami do Kopru. Zostawiam motocykl i na piechotę zwiedzam miasto. To jedyny duży morski port Słowenii, plaża jednak tez jest. To moczę nogi w Adriatyku: trochę jeszcze zimy ale pierwszy cel zaliczony!
Dla uczczenia tego faktu szukam lokalu. Miasto zbudowali Wenecjanie, pełno po nich pamiątek – to była ich faktoria, którą w 15 wieku utracili na rzecz Habsburgów. Z Zwraca uwagę prosta knajpa położona tuz obok jedynej zachowanej średniowiecznej bramy. Proste stoły i niewyszukana obsługa budzą zaufanie. Genialne kalmary z grilla, szopska sałata i znakomite domowe wino. Za połowę ceny z Piranu. To był dobry wybór.
W dobrym nastroju wracam do hotelu i idę spać.
Stan licznika na koniec dnia: 41 862. Przejechanych km: 215