Zapiski z podróży motycyklem

9 lipca 2020

Czwartek 9 lipca 2020
Felvidék újra – pożegnanie

Do pierwszego przystanku dziś tylko kilka kilometrów. Hollókő to wioska – skansen położona w górach Cserhát. Swoja karierę zawdzięcza pożarowi w roku 1909, po którym dość szybko odbudowano ją w jednolitym stylu. W 60 lat później wpisano całość na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako wioskę – skansen. Wioska ma swoich mieszkańców, którzy na co dzień w niej mieszkają, a niektórzy prowadzą biznesy nastawione na turystów. Jest trzeba przyznać bardzo malownicza ale robi wrażenie substytutu z Cepelii – jest po prostu nierealna. Porównuję ją do Vlkolínca – podobnej wioski na Słowacji i porównanie wypada na korzyść tej słowackiej. W Hollókő za dużo zmieniono, za wiele ulic wybrukowano nowoczesnym brukiem, i zostało takie dziwne niby muzeum ale tak naprawdę jest to teatr dla turystów. Domy są z wersji muru pruskiego albo murowane tylko dachy drewniane. Porównanie Hollókő i Szenny też jest na korzyść tej drugiej.

Droga do Szécsény jest kręta i można ja uznać za górską trasę nr 5. Tylko nawierzchnia marna. W Szécsény w lewo do Balassagyarmat. Nazwa długa ale wzięła się od niejakiego Balzsa pochodzącego z Gyarmat: jednego z siedmiu plemion zajmujących ojczyznę. Plemiona madziarskie rozeszły się po Kotlinie Panońskiej i Gyarmat osiadło tutaj: u stóp Karpat nad Ipolą (Ipoly).

Dziś jest nieformalna stolica Połowców – Paloców: tajemniczego ludu zamieszkującego góry Cserhát,. Jest to o tyle dziwna historia, że nikt nie przyznaje się do bycia Połowcem (Palóc) ale oni istnieją! Jest nawet muzeum im poświęcone i obok rekonstrukcja starej zagrody. Ta jest bardziej autentyczna niż wypieszczone domy w Hollókő. Poza tym Balassagyarmat to ładne miasto z reprezentacyjnym ratuszem i byłą siedziba komitatu. Ratusz zdobi maksyma: Civitas Fortissima – miasto najmocniejsze, ta dewiza widnieje także w herbie.

Po krótkim obejrzeniu atrakcji ruszam dalej. Aby dostać się do przełomu Dunaju muszę jednak zrobić objazd przez Budapeszt bo promy są niepewne, a najbliższy most jest w Budapeszcie. Przez Rétság przebijam się przez resztki gór i wkrótce przede mną z prawej potężne pasmo gór Pilis a przede mną początek Alföldu z majaczącym w oddali Pesztem i wynoszącymi się naprzeciw wzgórzami Budy. Stolica Węgier jest przepięknie położona i nic dziwnego ze od czasów rzymskich powstawały tu osiedla ludzkie.

Mostem Megyeri (nazwa pochodzi od kolejnego z siedmiu plemion które zaczęło wkrótce nazywać się Magyar i dało nazwę całemu narodowi) którym wiedzie obwodnica M0 przedostaję się na prawy brzeg Dunaju i staje w słynnym Szentendre. Niewielkie, położone na północ nad jedną z odnóg Dunaju miasto początkowo było miejscem osiedlania się Serbów uciekających przed Turkami. Z tych czasów zachowała się prawosławna cerkiew. Potem miasto stało modne wśród artystów, szczególnie malarzy a od połączenia kolejką podmiejską HÉV z Budapesztem jest ulubionym miejscem wycieczek. Jest tu rzeczywiście ładnie: można pospacerować, pojeździć na rowerze, popływać łódkami i dobrze zjeść. Pörkölt barani ma świetny smak obiecuję sobie że powtórzę tą potrawę w domu – muszę tylko zdobyć surowiec.

Kończąc obchód po mieście zaglądam do sklepu z upominkami. Moja tygodniowa walka z węgierskim toczyła się zmiennie, jednak zwykle jakiś sobie radziłem. Teraz w sklepie grzebię w koszulkach, bo są takie jakie lubi synek, i słyszę za sobą:
Segíthetek?
Po czym ku swemu zdumieniu słyszę swoją odpowiedź:
Igen, keresem XLés-t.
Jest i dalsze pytanie:
Milyen a szín szeret? Fekete, fehér, kék, sárga?
Csak fehér. A fiam csak fehért szeret.

To przyszło jak z nieba! Po prostu zaczęła się rozmowa w której porozmawialiśmy co tu robię, gdzie byłem, skąd jestem, pani pochwaliła mnie za dobra znajomość węgierskiego czemu zaprzeczyłem oczywiście ale podziękowałem. Potem pytała czemu się uczę węgierskiego, a następnie widząc moje zainteresowanie koronkami z Kaloczy zaczęła mi objaśniać czym się różnią wzory kaloczanskie od Matyó, z którego to regionu bluzkę miała na sobie. Pięć minut dość płynnej rozmowy.

To jest jedyna metoda zaczęcia mówienia: skok na głęboką wodę. Oczywiście miałem już dzięki Dóri – mojej nauczycielce – solidne podstawy ale przełamanie bariery niepewności i stresu osłuchanie się z językiem i ćwiczenie to podstawa. Tydzień słuchania głównie węgierskiego i czytanie węgierskich napisów dało radę. Mówię po węgiersku – beszélek magyarul: mi a szupereröd?

Dalsza droga przez góry Pilis kwalifikuje się na trasę nr 6: jest pusta ale krótka. Na koniec zjeżdża się w dół skąd skręt w prawo i po kilku chwilach staje nad Dunajem pod zamkiem w Wyszehradzie (Visegrád). Legendarne miejsce pięknie położone na niedostępnej górze tuż nad przełomem Dunaju pomiędzy górami Pilis a Börzsöny w tzw. Zakolu Dunaju. Zamek założyli Słowianie (nazwa znaczy po prostu: zamek na górze) i zdobyli go Węgrzy podczas zajmowania ojczyzny. Została nazwa a zamek został rozbudowany. Był letnią, a nawet stałą rezydencją królewską, świadkiem wielu międzynarodowych spotkań od królewskich aż po zupełnie współczesne konferencje prezydentów Polski, Węgier, Czech i Słowacji. Piękne, choć bardzo zatłoczone miejsce.

Tylko robię zdjęcia z dołu. Po czym w górę Dunaju do ostatniego celu na Węgrzech – do Ostrzyhomia (Estergom). Tu na lewym brzegu Dunaju stoi na naddunajskiej skale jeden z największych kościołów Europy, monumentalna bazylika katedralna, siedziba węgierskiego kościoła katolickiego, tu pochowano kardynała Józsefa Mindszentego – symbolizujacego walkę z komunistami. W 1945 roku został prymasem Węgier i musiał od razu stawić czoła komunistom, którzy go brutalnie prześladowali. W 1948 Mindszenty został aresztowany przez komunistyczną bezpiekę (ÁVH). Torturowany, po trwającym pięć dni procesie pokazowym w 1949 roku został skazany za zdradę stanu na dożywotnie więzienie. Zarzuty sfabrykowano – jak wiele w tamtych czasach. Został uwolniony podczas rewolucji węgierskiej w 1956. Po wkroczeniu Sowietów schronił się w poselstwie USA (stosunki dyplomatyczne nie były na poziomie ambasad) gdzie otrzymał azyl. Nie miał tam jednak swobody ruchów ani komunikacji: nie mógł wyjść poza eksterytorialny teren poselstwa, gdyż terenu stale pilnowała milicja.

Rząd Jánosa Kádára po 1956 r. dalej powrócił do prześladowania kościoła. Pat w ambasadzie trwał mimo prób dyplomatycznego dogadania się z komunistami. Ostatecznie w 1971 r. komuniści od Kadara zgodzili się na przejazd prymasa przez Węgry do Rzymu. Pojechała tam ale wkrótce potem przeniósł się bliżej Węgier – do Wiednia. W lutym 1974 r. papież pozbawił kardynała urzędu arcybiskupa Ostrzyhomia i tytułu prymasa Węgier. Ostatnie lata życia spędził na emigracji w Wiedniu, często wyjeżdżając do znanego miejsca pielgrzymkowego w Mariazell. Tamże go pochowano gdy w 1975 zmarł. Został zrehabilitowany przez rząd węgierski w 1989. W 1991 jego szczątki sprowadzono z Mariazell i umieszczono w Krypcie Prymasowskiej archikatedry w Ostrzyhomiu.

Bazylika wygląda podobnie jak bazylika św. Piotra w Rzymie – brak tylko rzeźb na miarę Gianlorenzo Berniniego. Monumentalna, ale pozbawiona szczególnego wystroju. W środku sa nawet polonika – tablica od Nowego Sącza dziękująca Węgrom za pomoc udzieloną w czasie wojny. W sumie lepiej wygląda z zewnątrz niż wewnątrz.

Na pożegnanie z Węgrami kupuję sobie loda o ciekawych smakach. Słodycze to ulubiony rodzaj potraw Węgrów, ulubieńszy od langoszy i pörköltów. Śmiem twierdzić, że nie od gulaszy i pacali tak tyją ale raczej od niepohamowania w jedzeniu słodyczy. Wiec na koniec i ja postanawiam poczuć słodki smak Węgier.

Kilkanaście lat temu (dokładnie w 2001) odbudowano wysadzony w powietrze w roku 1944 (po raz drugi bo wcześniej most wyleciał w powietrze w 1919 a odbudowano go w 1927) most Marii Walerii i można szybko przejechać na lewy brzeg Dunaju. Tu już Słowacja. Na wprost Ostrzyhomia jest miasto Štúrovo które do historii przeszło pod nazwa Párkány. Kompletnie tego nie rozumiem: nazwę zmieniono dopiero w 1948 a wiec grubo po Trianon, nie była jakaś arcywęgierska, Ľudovít Štúr nigdy tu nie był, ale nacjonalizm ma swoje barbarzyńskie prawa. Może to zemsta za lata 1938-47 gdy miasto było znowu częścią Węgier? W 17. wieku wydarzyła się tu bitwa mająca większe skutki niż wiktoria wiedeńska, która zapoczątkowała wyzwolenie Węgier spod tureckiej okupacji. Pod Wiedniem nie pokonano armii sułtana, Turcy się rozpierzchli i trzeba było ich dobić. Zajął się tym król Sobieski bo Liechtenstein liczył łupy pod Wiedniem. Za to Polak wiedział, że bestię należy dobić. Dopadł ich pod Ostrzyhomiem i tu 7 i 9 października 1683 roku (niecały miesiąc po Wiedniu) stoczono dwie bitwy gdzie armia turecka została pokonana i już nie miała się podnieść. Pomnik Jana III Sobieskiego stoi niedaleko mostu. Stąd dopiero, z drugiej strony rzeki widać znakomite położenie ostrzyhomskiej katedry, które uwieczniam na zdjęciu.

A ja jadę dalej, przez tereny w 70-80 % zamieszkałe przez Węgrów ale to już Słowacja. To są właśnie te najbardziej niesprawiedliwie odebrane tereny bo jedynym argumentem za odłączeniem tych ziem od Węgier była konieczność zapewnienia pól do wyżywienia ludności Czechosłowacji. Aż do miejscowości Šahy (Ipolyság) wszystkie miejscowości mają podwójne nazwy.

Ostatni nocleg wypada w Bańskiej Szczawnicy (Banská Štiavnica, Selmecbánya) którą odwiedziłem 8 lat temu. Stare miasto górnicze, z którego zysków czerpali władcy węgierscy zostało podniesione z ruin które obrócili je komuniści bezlitośnie eksploatując infrastrukturę. Miasto przez osiem lat bardzo się zmieniło jest dużo atrakcji, gastronomii i hoteli. Do starych budynków wróciło życie i przez ten zabieg miasto wygląda autentycznie. Jako przystanek nocny lub dzienny warto tu przyjechać.

I tak dzień powoli się kończy i zmierza do końca wyprawa. Jutro trzeba dotrzeć do domu, baterie naładowane.

Trasa: Alsótold – Szécsény – Balassagyarmat – Rétság – Budapest -Szentendre – Visegrád – Estergom – Šahy (Ipolyság) – Hontianske Nemce (Hontnémeti) – Banská Štiavnica (Selmecbánya)
Przejechanych km: 289
Stan licznika: 112 116

Szósty dzień <—————————————————————> Ósmy dzień

Zdjęcia z wyprawy